Ustawa lustracyjna to ukochane dziecko prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Przez kilka miesięcy w wielkim pośpiechu pracowali nad nią posłowie. - Uczestniczyłem w tym cyrku i w życiu czegoś takiego nie widziałem! To był sprint, a nie ustalanie prawa! Ta ustawa jest wynikiem manii prześladowczej polityków PIS. A przewodniczący komisji Karol Karski to największy niszczyciel polskiego prawa! - nie szczędzi słów krytyki Paweł Śpiewak z PO.
Do wczoraj posłowie PiS przed oblicze sądów okręgowych zajmujących się lustracją chcieli wezwać 400 tys. Polaków na różnych stanowiskach. Sprawy wymknęły się jednak spod kontroli. Na światło dzienne wyszedł, do tej pory pomijany, zapis w ustawie mówiący o lustracji "organu jednostki pomocniczej samorządu terytorialnego". Chodzi tutaj m.in. o zwykłe zebrania wiejskie, do których należą wszyscy dorośli mieszkańcy wsi. W sumie ok. 13 mln osób!
Jedynym politykiem, który nie tracił wczoraj humoru, był Karol Karski. - Kształt naszego rozwiązania lustracyjnego jest optymalny. Sądy nie będą sparaliżowane, bo cały proces potrwa wiele lat - przekonywał szef komisji pracującej nad ustawą.
Odmiennego zdania jest Stefan Niesiołowski. -To bubel! Zrobię wszystko, aby nie wszedł w życie! Osobiście zaalarmuję Senat o zagrożeniu koniecznością zlustrowania rolników. Platforma na pewno tej ustawy nie poprze! - przekonuje senator PO. Właśnie dzisiaj Senat głosuje nad przyszłością lustracji. Czy politycy pójdą po rozum do głowy? - stawia pytanie "SE".