Białoruś znalazła eurosojusznika

Białoruś znalazła eurosojusznika

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tak dziennik „Kommiersant” podsumowuje czwartkową wizytę szefa dyplomacji Unii Europejskiej Javiera Solana w Mińsku. Według rosyjskiej gazety, „Białoruś – obok Gruzji i Ukrainy – może stać się jednym z kluczowych partnerów Zachodu na obszarze proradzieckim”.
„W czasie swojej wizyty w Mińsku wysoki przedstawiciel Unii Europejskiej ds. polityki zagranicznej Javier Solana oświadczył, że Białorusi przyznane zostanie szczególne miejsce w nowej unijnej inicjatywie Partnerstwa Wschodniego" – odnotowuje „Kommiersant”.

Zdaniem dziennika, „wszystko wskazuje na to, że w imię wciągnięcia Białorusi na swoją orbitę Zachód postanowił nie czekać na zmianę niewygodnego reżimu (w Mińsku) i budować stosunki z tą władzą, która jest".

„Kommiersant" przypomina, że „proces zbliżenia między Mińskiem i Brukselą rozpoczął się jesienią ubiegłego roku przed wyborami parlamentarnymi na Białorusi”. Gazeta zauważa też, że „wygląda on jak wzajemna wymiana ustępstwami”.

W ocenie „Kommiersanta", „kulminacją europejsko-białoruskiej przyjaźni powinien stać się wiosenny szczyt Partnerstwa Wschodniego w Pradze, na który ma być zaproszony Alaksandr Łukaszenka”. „Jeśli przyjmie on zaproszenie, to wydarzenie to stanie się punktem zwrotnym w stosunkach Mińska i Brukseli” – zaznacza moskiewski dziennik.

„Kommiersant" wyraża również pogląd, że „jeśli proces ten będzie przebiegał bez zakłóceń, Rosja może nie doczekać się uznania Abchazji i Osetii Południowej przez Białoruś”.

Gazeta wskazuje w tym kontekście, że „Łukaszence o wiele bardziej opłaca się obiecywać uznanie tych dwóch kaukaskich republik, niż spełniać tę obietnicę". „Taktyka ta przyniosła już Mińskowi (rosyjski) kredyt w wysokości 2 mld dolarów i może przynieść jeszcze 100 mld rubli (2,8 mld USD)” – pisze „Kommiersant”.

„Teraz Łukaszenka próbuje stosować sprawdzoną na Rosji taktykę także wobec Unii. Europa wychodzi Białorusi naprzeciw, a w zamian słyszy obietnice przeprowadzenia demokratyzacji" – zauważa dziennik, odwołując się do opinii białoruskiego politologa Jarosława Romanczuka.

PAP