Irański grabarz teokracji

Irański grabarz teokracji

Dodano:   /  Zmieniono: 
Reżim zdradził ustalone przez siebie zasady, pozbawia swój naród minimalnego prawa do współdecydowania. I właściwie nie wiadomo, dlaczego, bo na pewno nie było to potrzebne. Wydarzenia czerwca 2009 staną się treścią podręczników do historii, a Ali Chamenei zyska wbrew swej woli sławę grabarza republiki islamskiej, komentuje "Tagesspiegel".
Wcześniej to było tak – my, duchowi przywódcy, wskazujemy wam, wyborcom, grupę kandydatów, na którą możecie głosować. Dajemy wam to minimalne prawo do współdecydowania. Teraz zaś, nie wiadomo dlaczego, postawiono sprawę inaczej – ten i żaden inny. Tydzień po wątpliwych wyborach prezydenckich najwyższy przywódca religijny Iranu Ali Chamenei zdradził narodowi swoje zapatrywania polityczne. Jasno i nie pozostawiając żadnych niedomówień. Jego zdaniem wybory prezydenckie nie zostały sfałszowane, a jego protegowany, Mahmud Ahmadineżad, jest rzekomo prawdziwym zwycięzcą. Konkurentom Ahmadineżada, Mussawiemu i Karubiemu, Chamenei grozi otwarcie, że zostaną pociągnięci do odpowiedzialności za wszelkie skutki protestów, a zatem również za krwawe starcia, jeśli te nie ustaną.

Nie jest to jednak dla nas niespodzianką. Jakiekolwiek wyznanie pogrzebałoby już i tak nadwątlony autorytet do tej pory nieskazitelnego przywódcy religijnego i osłabiłoby fundament republiki islamskiej. Już w dzień wyborów, wieczorem, Chamenei posunął się za daleko, uznając podejrzanie wielką przewagę Mahmuda Ahmadineżada nad innymi kandydatami. Według Chamenei niedopuszczalne jest pójście na żaden kompromis, a co dopiero mówić o ponownych wyborach. Ale nawet taka demonstracja władzy nie zdoła zatuszować tego, że nastąpił rozłam. Najważniejszy urząd w republice islamskiej, urząd, który swoją przewagę zawdzięcza właśnie teokracji, już nie jest niepodważalny. Islamski system władzy, który jest ewenementem na skalę światową, otrzymał właśnie prztyczek w nos. I właściwie nieważne, co będzie dalej – najważniejsze już się wydarzyło.

Dalszy przebieg wydarzeń zależy od taktyki Mussawiego. To on niezwykle odważnie rzucił rękawicę ajatollahowi, zarzucając władzom sfałszowanie wyborów i żądając ponownych. Najbliższe godziny pokażą, czy Mussawi, zdeklarowany zwolennik islamskiej teokracji, nadal będzie odgrywał rolę rewolucjonisty mimo woli. Czy może podda się, by zapobiec przemocy, i tym samym zaakceptuje fakt, że w Iranie nie ma miejsca dla obozu reformatorów? Demonstracje będą trwały jednak nawet bez udziału Mussawiego i innych wpływowych przedstawicieli systemu. Protest tkwi w narodzie. I nawet jeśli i tym razem zwyciężą siły radykalno-konserwatywne, już niedługo padną one ofiarą własnej taktyki. Część protestujących, zwłaszcza młodzież spragniona reform, wewnętrznie się zradykalizuje - prognozuje "Der Tagesspiegel".

Nie ulega wątpliwości, że decyzja ajatollaha będzie brzemienna w skutki. Protesty, do których doszło, mogą spowodować nawet zachwianie się autorytetu władzy w republikach islamskich.

PP