800 ha ziemi i 3,7 mln zł unijnych dopłat, to "dorobek" byłego wiceministra środowiska i osób z jego najbliższego otoczenia. Wszystko dzięki fikcyjnym meldunkom, twierdzi "Rzeczpospolita".
Sprawa Macieja Trzeciaka głośna jest już od roku. To wówczas "Rzeczpospolita" i "Superwizjer" TVN zarzuciły mu, że dzięki fikcyjnemu meldunkowi kupił 206 ha ziemi, obsadził je orzechem włoskim i dostaje unijne dopłaty. Śledztwa wszczęły policja i CBA. Urzędnik zapewniał, że jest niewinny, ale podał się do dymisji. Sześć osób, w tym Artur B., który zameldował u siebie Trzeciaka, usłyszało już zarzuty poświadczenia nieprawdy, donosi "Rzeczpospolita". Policja chciała zatrzymać Trzeciaka, ale nie zgodził się na to prokurator.
PAP