Widoczny Znak nie wolny od nacjonalizmu

Widoczny Znak nie wolny od nacjonalizmu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wiele wskazuje na to, że w planowanym muzeum wysiedleń w Berlinie historia niemieckich wypędzonych zostanie częściowo wyrwana z historycznego kontekstu nazistowskiej polityki ekspansji i zagłady - ocenia niemiecki dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
"Widoczny Znak przeciwko Ucieczkom i Wypędzeniu miał być instrumentem porozumienia międzynarodowego. Wygląda jednak na to, że - jak mówi polski historyk Tomasz Szarota - w pierwszym rzędzie (projekt) ma pomóc w tym, by Niemcy porozumieli się ze sobą nawzajem" - pisze dziennik. Ocenia, że w niedawnym sporze o kandydaturę szefowej Związku Wypędzonych Eriki Steinbach do rady fundacji "Ucieczka, Wypędzenie, Pojednanie", przeoczono ważniejszy problem: po co fundacja ma powstać oraz jak należy zrealizować ten projekt?

"Fundacja, o której powołaniu wielka koalicja zdecydowała w 2005 r., była pomyślana jako dzieło porozumienia międzynarodowego (...) Robocza nazwa planowanej wystawy dla upamiętnienia ucieczek i wypędzeń w pierwszej połowie XX wieku brzmi: Widoczny Znak. Ale jak na razie jest to raczej znak, że w swym dziele pojednania Niemcy nie chcą być zdani na współpracę z zagranicą" - pisze "SZ".

Dziennik przypomina, że w radzie fundacji, która po zapowiedzianej nowelizacji liczyć ma 21 członków, nie zasiądzie żaden obcokrajowiec. Do rady naukowej zaproszono za to trzech przedstawicieli krajów sąsiednich. "Jeden z nich, renomowany polski historyk Tomasz Szarota, niedawno zrezygnował nie kryjąc irytacji" - dodaje gazeta i ocenia, że protest Szaroty był uzasadniony, a jego powody "nie są natury politycznej, lecz naukowej".

Dziennik zauważa też, że fiaskiem zakończyły się plany niemieckiego rządu dotyczące organizacji międzynarodowej konferencji historycznej na temat planowanego muzeum wysiedleń. "Dla niektórych gości z zagranicy było zbyt oczywiste, że chodzi o alibi - ocenia "SZ". - Potrzebna jest nie konferencja promocyjna, lecz solidna naukowa dyskusja o koncepcji wystawy. Czy do niej dojdzie - Bóg raczy wiedzieć".

Jak informuje "Sueddeutsche Zeitung", na razie postanowiono zorganizować wystawę wędrowną o wysiedleniach, która pokazywana będzie zanim ukończony zostanie remont przeznaczonego na muzeum budynku Deutschlandhaus w Berlinie.

Zadanie przygotowania tej ekspozycji powierzono zasiadającej w radzie fundacji niemieckiej publicystce Heldze Hirsch. Mówi ona, że wystawa ma dać kolejnym pokoleniom wyobrażenie o wypędzeniach oraz poruszyć emocje zwiedzających. Jak pisze "SZ", także autor koncepcji Widocznego Znaku minister kultury Bernd Neumann życzył sobie "emocjonalnego podejścia do tematu" wypędzeń.

"Nie chodzi zatem o historyczne zrozumienie, lecz o uczucia. To problematyczne z muzealno-dydaktycznego punktu widzenia, ale dokładnie odpowiada politycznym wyobrażeniom Związku Wypędzonych. BdV chce muzeum, które zakorzeni wypędzenia milionów Niemców po II wojnie światowej w historię wypędzeń w Europie w XX wieku. Przy takim sposobie postrzegania, który pomija nazistowską politykę zagłady, niemieccy wypędzeni są znaczącą grupą ofiar, już ze względu na ich liczbę" - pisze "Sueddeutsche Zeitung".

"Rysuje się rzecz następująca: historia niemieckich wypędzonych zostanie w miarę możliwości wyjęta z kontekstu narodowosocjalistycznej polityki ekspansji i zagłady oraz włączona w ogólną historię wypędzeń. Historyczne tło jest jednak w każdym przypadku tak złożone, że trzeba będzie się z nim zapoznawać z pomocą katalogu. Pierwotnie zamierzano zademonstrować porozumienie między narodami. W rzeczywistości Widoczny Znak będzie wyłącznie niemiecki" - ocenia bawarska gazeta.

PAP