Publicystka dziennika Anne Applebaum relacjonuje we wtorek wystąpienie Hillary Clinton w Krakowie, na konferencji Wspólnoty Demokracji, w którym sekretarz stanu USA mówiła o zagrożeniach dla społeczeństwa obywatelskiego w wielu krajach świata.
"Demokracja jest w opałach " - przyznaje Applebaum, zauważając, że "autokraci na świecie stali się w ostatniej dekadzie silniejsi". W Rosji, Wenezueli czy Iranie - zauważa - rządy posługują się demokratyczną retoryką, fałszywymi wyborami i partiami politycznymi, a nawet kontrolowanym przez państwo "społeczeństwem obywatelskim" po to, by osłabić presję na zmiany.
Zdaniem publicystki, to osłabienie demokracji jest jednym z powodów, dla których koncepcja promocji demokracji jest zagrożona. Została ona również "niesprawiedliwie zdyskredytowana" inwazją na Irak. "Niezdolność Iraku, by w ciągu nocy przemienić się w Szwajcarię Bliskiego Wschodu jest przywoływana jako przykład na to, że demokracji nie powinno się nigdy narzucać lub promować" - pisze Applebaum. Zauważa, że obecny prezydent USA Barack Obama unika słowa demokracja w kontekście spraw zagranicznych, mówiąc raczej o "naszym wspólnym bezpieczeństwie i dobrobycie".
Tymczasem - przekonuje autorka - promocja demokracji to "wieloletnie narzędzie wspólnej dla obu partii w USA (Demokratów i Republikanów), a także zachodniej polityki zagranicznej", idące czasem w parze z takimi działaniami jak dyplomacja publiczna i pomoc zagraniczna. Amerykanie preferują wśród metod promocji demokracji finansowanie mediów (jak na przykład Radia Wolna Europa), szkolenia (sędziów, dziennikarzy, aktywistów społecznych), "a czasem również - potajemne finansowanie demokratów w krajach autorytarnych".
Żadna z tych metod nie gwarantuje sukcesu, a wiele z nich ponosi całkowitą klęskę - przyznaje Applebaum, ale zauważa: "To nie oznacza, że te narzędzia nigdy nie są skuteczne. Jej zdaniem, mogą one wykazać swoją skuteczność ponownie - szczególnie, jeśli zgodnie z sugestią Clinton w Krakowie, skupić się na wspieraniu swobody słowa i stowarzyszeń. Warto też, zdaniem publicystki, kontynuować takie działania jak szkolenia czy programy medialne "w nadziei, że mogą pewnego dnia przynieść owoce".
"Nie możemy narzucić siłą demokracji, ale możemy obejść ONZ i jej moralnie wątpliwą Radę Praw Człowieka, używając być może Wspólnoty Demokracji w celu monitorowania i badania nadużyć wobec społeczeństwa obywatelskiego" - proponuje Anne Applebaum, zaznaczając, że w tych działaniach można dołączyć się do innych demokracji - europejskich lub nowych, takich jak Korea Południowa, Indonezja czy Chile.PAP, PP