Przegląd prasy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po co PiS zbiera haki na dziennikarzy, czy grozi nam wielki bunt naukowców, czy matki wychowujące dzieci będą dostawały pensje, kto ukradł album ze zdjęciami Kwaśniewskiego z Dochnalem - o tym piszą dzisiejsze gazety.
Choć o komisji śledczej ds. mediów (pomysł PiS) ucichło, posłowie zastanawiają się, jak dobrać się do dziennikarzy - pisze "Gazeta Wyborcza" w artykule "Zbierają haki na dziennikarzy". Na polecenie marszałka Sejmu minister sprawiedliwości zażądał od prokuratur w Polsce zestawienia wszystkich postępowań przeciwko dziennikarzom od 1990 r. Haki na dziennikarzy mają się przydać komisji śledczej od mediów, której Sejm jeszcze nie powołał. Media są w codziennym, naturalnym konflikcie z władzą. Jej ramię - prokurator - nie powinno się sprawami przeciw dziennikarzom w ogóle zajmować, bo nie gwarantuje bezstronności. Do rozstrzygania sporów o sprostowania czy spraw o zniesławienie należy stosować wyłącznie prawo cywilne. Taki jest standard cywilizowanego państwa potwierdzony orzeczeniami Trybunału w Strasburgu. Standard ten wciąż nie jest w Polsce przestrzegany. Gorzej - władzy za mało zwykłych środków karnych. Chce jeszcze dodać komisję śledczą. PiS szykuje obławę na media. Zestawienia, których zażądał Sejm, dostaną się prosto w ręce polityków. Jak wykorzystają tę wiedzę? Co ich powstrzyma przed zastraszaniem wolnej prasy albo szantażowaniem dziennikarzy, których nie lubią? Polecenie zwierzchności rzeszowska prokuratura wykonała gorliwie. Przesłała nie tylko sprawy o sprostowania i o ujawnienie w prasie urzędowych sekretów, ale także pospolite sprawy karne z nazwiskami, np. że pewien pijany dziennikarz powoził rowerem.

Wśród naukowców od wtorku wrze. Po raz pierwszy w historii powojennej Polski powstał w tym środowisku ruch w obronie własnych interesów - pisze "Dziennik" w artykule "Wielki bunt profesorów". Wszystko dlatego, ze wicepremier Gilowska postanowiła odebrać wolnym zawodom, wśród nich naukowcom, ostatnie przywileje podatkowe - możliwość naliczania 50-proc. kosztów uzyskania przychodów. To oznacza wyższe podatki do zapłacenia. Naukowcy nie zamierzają być bierni. Jak dowiedział się "Dziennik", profesorowie rozważają radykalne rozwiązania - strajk, a nawet wstrzymanie rekrutacji na wyższe uczelnie. Naukowców z wielką determinacją wspierają środowiska akademickie oraz studenci. - Ludzie są rozgoryczeni, żądają powołania ruchu społecznego, wiem, że "Solidarność" uczelniana chce przeprowadzić jednodniowy strajk - mówi prof. Krzysztof Gawlikowski z Komitetu Ratowania Nauki Polskiej. Nie wyklucza, że naukowcy poproszą też o pomoc europejskie środowiska naukowe. W środę zebrały się senaty polskich uczelni, by ustalić, jak protestować. Będzie to w czwartek głównym tematem konferencji rektorów uczelni polskich. W szeregach akademickich jest pełna mobilizacja. Burzą się też studenci. Grożą wyjściem na ulice. Prezydent Lech Kaczyński zapowiedział, że spotka się w czwartek z przedstawicielami środowisk naukowych i twórczych. Według informacji "Dziennika" prawdopodobnie wesprze akademików w sporze z rządem.

Pensje i dodatki emerytalne dla matek wychowujących w domu dzieci. proponuje LPR. Miałyby być one częścią Narodowego Programu Wspierania Rodziny opracowanego przez przedstawicieli rządu, klubów poselskich i Kościoła - pisze "Życie Warszawy" w tekście "LPR chce dać matkom pensje i emerytury". Projekt uchwały wzywającej rząd do "pilnego rozpoczęcia prac" nad programem dla rodziny LPR złoży jeszcze w tym tygodniu. Powód? Zdaniem polityków tej partii, w Polsce panuje kryzys społeczny. A przejawia się on "nasileniem patologii takich, jak alkoholizm, narkomania, prostytucja i agresja oraz fatalną sytuacją finansową większości rodzin, zwłaszcza wielodzietnych". LPR chce, by program obejmował m.in. silnie prorodzinny system podatkowy, comiesięczne pensje i dodatki emerytalne dla matek wychowujących w domu dzieci. I tak kobiecie zajmującej się czworgiem dzieci i więcej lub też niepełnosprawnym przysługiwałaby pensja w wysokości najniższego wynagrodzenia (obecnie ok. 850 zł brutto). Z kolei kobiecie wychowującej troje dzieci państwo opłacałoby składki ZUS. Do jakiego wieku dziecka przysługiwałaby świadczenia? Jedno z nich musiałoby mieć mniej niż sześć lat, a pozostałe nie więcej niż 16. Liga chce też, by wszystkie kobiety, które poświęciły się wychowaniu dzieci otrzymywały dodatki emerytalne. Byłaby to rekompensata za to, że pozostając w domu, nie mogły wypracować sobie większej emerytury.

Politycy już zapomnieli o swoich przedwyborczych obietnicach dotyczących ożywienia budownictwa. Warto im o nich przypomnieć - mówi "Rzeczpospolitej" Maciej Dymkowski, analityk serwisu nieruchomości www.tabelaofert.pl. Dlatego w czwartek deweloperzy rozpoczną publiczną dyskusję o zniesieniu barier administracyjnych. Firmy chcą szybkiego uchwalenia ustawy o VAT z określeniem definicji budownictwa społecznego - czytamy w tekście "Bunt przeciw zbyt drogim mieszkaniom". Żądają zmian prawa budowlanego oraz nowelizacji ustawy o planowaniu przestrzennym. Bo obecne przepisy powodują, że deweloperzy budują mniej, niżby mogli. - W skrajnym przypadku zebranie pozwoleń na budowę zajęło nam pięć lat. Nie mamy już cierpliwości i sprzedamy działkę, na której chcieliśmy postawić budynek mieszkalny - mówi "Rz" Jarosław Szanajca, prezes spółki Dom Development. Firmy budowlane twierdzą, że gdyby prawo było lepsze, ceny mieszkań mogłyby spaść o ponad jedną dziesiątą. Warto powalczyć o tę obniżkę, bo od kilku lat mieszkania szybko drożeją. W centrach miast cena metra kwadratowego często przekracza 10 tys. zł. Dzieje się tak, bo brakuje nowych działek budowlanych. W Warszawie w ciągu ostatnich dwóch lat grunty zdrożały o 200 - 300 procent. Coraz częściej kupują je jedynie zagraniczni deweloperzy. Na przykład, kiedy niedawno w Warszawie sprzedawano zajezdnię przy ul. Inflanckiej, polscy inwestorzy wycofali się z licytacji, kiedy cena za nieruchomość osiągnęła 90 mln zł. Na placu boju zostały trzy hiszpańskie firmy, które licytowały między sobą. Ostatecznie działkę kupiła jedna z nich za ponad 120 mln zł. - Zapoczątkowana w ubiegłym roku hossa mieszkaniowa trwa. I nic nie wskazuje, że wkrótce się skończy - mówi gazecie ArturPietraszewski, analityk firmy doradczej Reas Konsulting.

981 akcji Polskiej Grupy Farmaceutycznej, notowanego na giełdzie dystrybutora leków, który ma 20-procentowy udział w rynku, należy do Pawła Szałamachy, obecnie sekretarza stanu w resorcie skarbu - pisze "Puls Biznesu" w tekście "Ewidentny konflikt interesów". Tak wynika z oświadczenia majątkowego wiceministra, zamieszczonego na internetowej stronie resortu. Paweł Szałamacha od początku czerwca odpowiada za branżę farmaceutyczną. Przejął te obowiązki po Macieju Heydelu, który w maju złożył dymisję. Oświadczenie majątkowe Pawła Szałamachy, datowane jest na 16 grudnia 2005 r. W e-mailu, wysłanym bezpośrednio na adres wiceministra, gazeta zapytała, czy nadal jest właścicielem akcji PGF. A jeśli tak, czy nie dostrzega nic zdrożnego w byciu akcjonariuszem spółki z sektora, który nadzoruje. Nie doczekała się jasnej deklaracji. "Zgodnie z prawem minister nie może posiadać powyżej 10 proc. akcji, tak więc posiadanie akcji PGF jest zgodne z prawem" - napisał Paweł Szałamacha. Dodał, że jego zdaniem nie występuje konflikt interesów. Przedstawiciele branży i eksperci, nie mówiąc o opozycji, są zgodni: minister powinien zrezygnować z akcji. Niezależnie bowiem od dobrej woli ministra, zawsze może istnieć prawdopodobieństwo, że prędzej czy później będzie decydował o firmie, w której ma udziały.

W albumie, który zniknął z Kancelarii Prezydenta, miały być zdjęcia znanego lobbysty Marka D. z wizyty b. prezydenta, Aleksandra Kwaśniewskiego (52 l.) w Irlandii. Prokuratura zbada sprawę zaginięcia albumu - pisze "Superexpress" w artykule "Tajemnicza kradzież w Kancelarii Prezydenta" - Otrzymaliśmy zawiadomienie o kradzieży albumu. Teraz zostanie wszczęte postępowanie - mówi Maciej Kujawski (35 l.), rzecznik warszawskiej prokuratury. O tajemniczym albumie wspomniał były prezydencki minister Andrzej Urbański. To on zawiadomił prokuraturę o kradzieży. Album odnalazł przypadkowo Maciej Chojnowski, fotograf z prezydenckiej kancelarii - wynika z relacji Urbańskiego. Na chwilę wyszedł, zostawiając otwarte drzwi. Gdy wrócił, po albumie nie było śladu. Kto go wziął i po co - będzie ustalać prokuratura. Jak udało się dowiedzieć "SE", w albumie były m.in. fotografie z wizyty b. prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego w Irlandii, z marca 1997 r. Na niektórych zdjęciach widać lobbystę Marka D., który dzisiaj siedzi w areszcie za korumpowanie b. posła SLD, Andrzeja Pęczaka (55 l.). Zdjęcia dotyczą jednak okresu, gdy Marek D. bywał na salonach i był wpływowym biznesmenem. Zdjęcia z lobbystą - nawet te sprzed lat - dla wielu osób mogą być krępujące.

Przegląd prasy przygotował
Sergiusz Sachno

 

Przegląd prasy

Od poniedziałku, 13 lutego 2006, publikujemy codzienny przegląd prasy. Możesz go zamówić w formie newslettera, odwiedzając stronę: http://www.wprost.pl/newsletter/