Sędziowski łańcuszek szczęścia

Sędziowski łańcuszek szczęścia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Czym zajmują się zawalone ponoć pracą sądy? W Bochni - np. rozsyłaniem tzw. łańcuszków szczęścia! - pisze "Superexpress" w tekście "Sędziowski łańcuszek szczęścia". Sąd Rejonowy w Bochni rozesłał do 20 instytucji pismo, w którym prosi, aby adresat przesłał je kolejnym 20 instytucjom, aby "łańcuszek nie został przerwany". Listy są pismami urzędowymi. Świadczy o tym pieczęć nagłówkowa sądu i podpis prezesa Sądu Rejonowego, Małgorzaty Chołdy. Szefowa Temidy w Bochni nie widzi w tym nic zdrożnego: - Działaliśmy jako ludzie, a nie urzędnicy - przekonuje nieco zawstydzona. - Chodzi o dobro dziecka. Wtedy należy okazać ludzkie uczucia. Ten "łańcuszek" zapoczątkowany został przez angielskiego chłopca, Daringa Herolda, chorego na raka mózgu. Ale jego choroba została uleczona na początku lat 90. Te informacje można uzyskać w Internecie. Prezes sądu w Bochni nie przyszło to do głowy. - Nie zastanawiałam się nad tym - przyznaje Małgorzata Chołda. Bocheński sąd wydał na łańcuszkową korespondencję 60 zł. Pani prezes sądu oświadczyła jednak, że 3 złote za list to nie majątek. Na całej zabawie zarabia Poczta Polska. Tylko dlaczego kosztem podatnika? I gdzie tu powaga państwowego urzędu?