Drugie dno atomu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Nikt o zdrowych zmysłach nie oddaje swojej bomby atomowej. Nie po to się ją produkuje, nie po to testuje, by po kilku miesiącach przehandlować. Tak się nie robi, bo to najważniejszy oręż, jaki można posiąść. Trudno uwierzyć, by w tej historii nie było drugiego dna. Jakiego? Albo nie ma bomby, albo nie ma warunków do rozbudowy arsenału, albo nie ma woli szczerego porozumienia i trzeba grać na czas.
Są trzy możliwości:
  1. Korea poszła po rozum do głowy. Komuniści wiedzą, że rozpoczęcie konfliktu jądrowego zamieniłoby północną część Półwyspu Koreańskiego w pustynie. Po co im to, skoro – niezależnie od nieszczęść jakie spotykają ich pobratymców – żyją wygodnie w zamkniętych miastach. To one właśnie byłyby jednymi z pierwszych celów obcych rakiet. Mają pełnowartościową bombę i ona jest najlepszym argumentem przetargowym. Tak więc dogadali się z sąsiadami i USA zapewniając sobie bezpieczną emeryturę.
  2. Korea gra na nosie reszcie świata. Okoliczności pierwszej próbnej eksplozji jądrowej są tajemnicze. Tak jak zrobili to Koreańczycy, nie odpala się bomby jądrowej. Może test był zaplanowany, ale nieudany? A może nie była to pełnowartościowa bomba? Nieważne. Udajemy, że mamy ładunek jądrowy i udajemy, że możemy ich wyprodukować całe mnóstwo. To co utargujemy to nasze. I zadziałało. Opinia światowa się cieszy, że wygrała z diabłem, a diabeł się cieszy, że utargował coś, co nie do końca mu się należało.
  3. Historia lubi się powtarzać. Korea nie raz obiecywała poprawę i za każdym razem łamała postanowienia. Może tak jest i tym razem?