Piłkarska miłość krwawego księcia. Jak Arabia Saudyjska zainteresowała się futbolem

Piłkarska miłość krwawego księcia. Jak Arabia Saudyjska zainteresowała się futbolem

Mohammed bin Salman
Mohammed bin Salman Źródło: Newspix.pl / ABACA
Podczas ceremonii otwarcia trwającego mundialu, przewodniczący FIFA Gianni Infantino siedział obok emira Kataru. Po drugiej stronie towarzyszył mu równie znamienity gość – książę koronny i premier Arabii Saudyjskiej, Muhammad bin Salman. Jeszcze do niedawna czołowy wróg emiratu. Dziś – jego wielki przyjaciel i, podobnie jak Katarczycy, poważany mecenas futbolu, coraz śmielej poczynający sobie w europejskiej piłce. Do tego intrygant i bezwzględny polityk, surowo rozprawiający się ze swoimi przeciwnikami.

– Gdzie jest Messi? Gdzie jest Messi? – pyta koreańskiego reportera saudyjski kibic na robiącym w sieci furorę nagraniu. Okryty flagą narodową mężczyzna sprawdza nawet kieszenie dziennikarza, ironicznie zastanawiając się, gdzie też mógł się schować 7-krotny zdobywca Złotej Piłki. Scenka rozegrała się krótko po meczu Arabii Saudyjskiej z Argentyną, w którym Leo Messi nie był nadto widoczny, a jego drużyna sensacyjnie przegrała 1:2.

Saudyjczycy promienieli ze szczęścia, bo ich drużyna sprawiła jedną z największych sensacji w historii mundiali. A jeśli by zaufać analitykom Nielsen Gracenote – największą. Według stosowanego przez nich algorytmu, Saudyjczycy mieli 8,7 proc. szans na pokonanie Argentyńczyków. Ostatnią tak dużą matematycznie niespodzianką było ogranie Anglików przez Amerykanów 72 lata temu. Tamten wynik został zresztą ochrzczony mianem „Cudu na trawie”, a pamiętny mecz doczekał się filmowej ekranizacji.

Zwycięstwem nad Argentyną saudyjscy piłkarze załatwili swoim rodakom dzień wolny od pracy. Król Salman zarządził takowy, by jego poddani mogli w spokoju świętować historyczny sukces. Wielce prawdopodobne, że taki pomysł podsunął mu syn – książę koronny, a od niedawna też premier kraju, Muhammad bin Salman, widzący w futbolu narzędzie do prowadzenia skutecznej polityki zagranicznej i odpowiedniego zarządzania własnym społeczeństwem. Media społecznościowe obiegły zdjęcia bin Salmana oglądającego mecz w telewizji i kierującego do Allaha dziękczynne modły za obdarowanie Arabii Saudyjskiej trzema punktami.

Gdyby książę wierzył w sukces swoich piłkarzy, z pewnością zameldowałby się na stadionie. Ale jeszcze przed mundialem fachowym okiem ocenił, że Saudyjczycy trafili do trudnej grupy (oprócz Argentyny jest w niej Polska i Meksyk) i że nie powinni czuć presji zwycięstw, a jedynie cieszyć się grą.

Jeśli zamysłem było zdjęcie z zawodników presji, książę Muhammad może gratulować nie tylko piłkarzom, ale i sobie.

Cały artykuł dostępny jest w 48/2022 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.