Sekretarz USA w Pekinie. Chińczycy skorzystali z okazji, by okazać lekceważenie, ale jedna rzecz jest istotna

Sekretarz USA w Pekinie. Chińczycy skorzystali z okazji, by okazać lekceważenie, ale jedna rzecz jest istotna

Antony Blinken podczas krótkiego spotkania z prezydentem Chin Xi Jinpingiem
Antony Blinken podczas krótkiego spotkania z prezydentem Chin Xi Jinpingiem Źródło:PAP/EPA / Xinhua / Li Xueren
Wizyta sekretarza stanu USA Antony'ego Blinkena w Chinach nie przyniosła wiele ponad komunały o wartości dialogu i zdjęciem z prezydentem Xi Jipingiem, na którym szefa amerykańskiej dyplomacji pokazano jak zestresowanego petenta. Powtórzona chińska obietnica niewysyłania broni Rosji oznacza jednak, że Pekin czeka na rozstrzygnięcie wojny na Ukrainie i jest gotów wziąć udział w porządkowaniu świata po jej zakończeniu – nawet, jeśli oznaczałoby to klęskę rosyjskiego wasala Chin.

Pierwsza od pięciu lat na tak wysokim szczebli wizyta amerykańska w Chinach pokazuje, że na uspokojenie stanu zimnej wojny między oboma mocarstwami trzeba będzie jeszcze długo czekać.

Nikt w USA nie miał wielkich złudzeń, co do jej szybkich i pozytywnych efektów, jednak gospodarze dodatkowo zadbali, żeby nie dało się o tej wizycie powiedzieć wiele pozytywnego.

Już na progu pokazali swoje lekceważenie dla gościa, rezygnując z protokolarnych uprzejmości, należnych politykom tej rangi co Antony Blinken.

Brak czerwonego dywanu można jakoś przełknąć, jeśli w zamian uzyskuje się nieplanowaną i niezapowiedzianą audiencję u prezydenta Xî Jinpinga. Co z tego, skoro jej głównym celem było uzyskanie zdjęcia, na którym Blinken wygląda na skołowanego interesanta, któremu dano szansę na uściśnięcie dłoni wielkiego bossa z Pekinu.

Zmiękczanie bez rezultatu

Amerykański sekretarz stanu podjął się niewdzięcznego zadania i trzeba przyznać, że dzielnie skupiał się na udowadnianiu prawdziwości wyświechtanego komunału, że zawsze warto rozmawiać.

Źródło: Wprost