O protestach w stolicy Armenii pisał niezależny rosyjski portal Meduza. Demonstranci zebrali się przed budynkami rządowymi w centrum Erewania, by dać wyraz swojemu niezadowoleniu w obliczu ataki Azerbejdżanu w Górskim Karabachu. Przeciwnicy spolegliwej reakcji rządu podkreślali, że należy odpowiedzieć zdecydowanie.
W pewnym momencie tłum protestujących starł się z policją. Siły porządkowe użyły granatów hukowo-błyskowych, by rozproszyć napierających demonstrantów. Świadkowie donosili też o rzucani w policjantów butelkami, co zostało także uchwycone przez kamery smartfonów.
Według relacji z miejsca zdarzeń, protestujący próbowali wedrzeć się do budynków rządowych. Skandowali: „Nikol to zdrajca”, odwołując się do osoby premiera Nikola Paszyniana. Zostali zatrzymani tuż przed swoim celem, w okolicy wejścia do budynku.
Wraca spór o Górski Karabach
We wtorek 19 sierpnia Azerbejdżan wystosował oświadczenie, w którym poinformowano, że Armenia systematycznie ostrzeliwuje pozycje azerskiej armii. O takie działania oskarżono grupy dywersyjne ormiańskich separatystów. W komunikacie przekazano, że „z uwagi na zaistniałą sytuację zdecydowano się przeprowadzić działania antyterrorystyczne o charakterze lokalnym, których głównym celem miało być zapewnienie przestrzegania trójstronnych porozumień”.
Na reakcję ze strony Armenii nie trzeba było długo czekać. Ministerstwo Obrony w wydanym oświadczeniu zaznaczyło, że „twierdzenie Azerów, jakoby wojska Armenii naruszyły zasady porozumienia o zawieszeniu broni w okolicach Askeran jest całkowicie fałszywe”. Resort stanowczo zdementował informacje o użyciu moździerzy oraz broni strzeleckiej. Z komunikatu wynikało, że to strona przeciwna sama naruszyła postanowienie o zawieszeniu broni.
Od początku ofensywy zginąć miało już 27 osób, w tym dwóch cywilów. Ponad 200 osób miało zostać rannych. Armenia zwróciła się o pomoc do Federacji Rosyjskiej, a działania zbrojne potępiły już USA i Unia Europejska. Agresję Azerbejdżanu poparła z kolei Turcja. Swoje loty nad regionem wstrzymały holenderskie linie lotnicze KLM oraz niemiecka Lufthansa.
Czytaj też:
Interesom UE i Ukrainy zagraża nowa wojna na Kaukazie, która może rozpocząć się jeszcze przed wyborami w USACzytaj też:
Mer Paryża idzie w ślady mera Moskwy, wywołując napięcie na Kaukazie