Klaus z klasą

Dodano:   /  Zmieniono: 
"Nie zgadzam się z pana poglądami, ale będę bronił pana prawa do ich głoszenia” - powiedzenie Woltera jest najlepszą definicją dobrze pojmowanej demokracji. Zabawne, że do guru liberałów częściej odwołują się dzisiaj politycy prawicy niż lewicy. A taka postawa przydałaby się wszystkim, także eurodeputowanym. Szkoda, że w czasie wczorajszego przemówienia czeskiego prezydenta, Vaclava Klausa w Parlamencie Europejskim w Brukseli jego oponentom zabrakło klasy.
Vaclav Klaus jaki jest, każdy widzi. Jego eurosceptyczne poglądy są powszechnie znane. I trudno było oczekiwać, że z okazji przemówienia w PE diametralnie zmieni retorykę. Klaus wyraził więc po raz kolejny wątpliwość, co do kierunku, jaki obrała Unia Europejska. Skrytykował protekcjonizm, sceptycznie odniósł się także do nadmiernej ingerencji Brukseli w politykę krajów członkowskich. To, co najbardziej uraziło jego adwersarzy to teza, że integracja europejska nie jest celem samym w sobie lecz jedynie środkiem do osiągnięcia prawdziwego celu, jakim jest dobrobyt i bezpieczeństwo obywateli. I wtedy właśnie część eurodeputowanych, głównie liberałów i socjalistów, ostentacyjnie opuściła salę obrad, podnosząc w dodatku ręce. W wysłanym do prasy oświadczeniu liberałowie uznali, że czeski prezydent kwestionuje zasadę integracji europejskiej. Niewiele lepiej wypadł oficjalny obiad z przedstawicielami PE - lider socjalistów Martin Schulz (to ten pan, któremu Silvio Berlusconi zaproponował zagranie kapo w filmie o II wojnie światowej) nie dość, że spóźnił się godzinę na posiłek, to w dodatku zaszczycił obecnych tylko kilkunastoma minutami. Nie mówiąc o tym, że do czeskiego prezydenta, który mówił po angielsku, Schulz zwracał się tylko i wyłącznie po niemiecku.

Można polemizować z opiniami Vaclava Klausa. Ale eurosceptycy w takim samym stopniu, jak euroentuzjaści mają prawo do głoszenia własnych opinii. Tym bardziej, że w tym konkretnym przypadku Klaus nie zanegował idei istnienia Unii Europejskiej, lecz jedynie jej kształt. Podobne sceny sale w Brukseli i Strasburgu widziały już niejednokrotnie. Niemal każde przemówienia prawicowego polityka m.in. Silvio Berlusconiego było przerywane gwizdami i okrzykami jego oponentów. Świadczy to zarówno o braku manier gwiżdżących, jak i nader specyficznym przez nich pojmowaniu wolności słowa i demokracji. Prezydentowi Klausowi wypada pogratulować, że nie dał się sprowokować i nie wdał się w kłótnię z adwersarzami.