Początek końca wojny w Iraku

Początek końca wojny w Iraku

Dodano:   /  Zmieniono: 
photos.com
Prezydent USA Barack Obama ogłosił plan zakończenia wojny w Iraku, obiecując wycofanie brygad bojowych z tego kraju do sierpnia przyszłego roku i oznajmiając zamiar wycofania wszystkich wojsk do końca 2011 roku.
Oznacza to, że odziały bojowe wycofają się z Iraku w ciągu 18 miesięcy - o trzy miesiące później niż Obama zapowiadał w czasie swej kampanii wyborczej.

Po ich wycofaniu pozostanie w Iraku jeszcze - jak powiedział prezydent - od 35 do 50 tysięcy żołnierzy. Będą to tzw. siły przejściowe, których zadaniem ma być szkolenie wojsk irackich i doradzanie im, prowadzenie operacji antyterrorystycznych i ochrona cywilnej misji amerykańskiej w Iraku.

[[mm_1]]

"Na podstawie umowy z rządem irackim zamierzam wycofać wszystkie wojska z Iraku do końca 2011 r." - oświadczył Obama na spotkaniu z żołnierzami piechoty morskiej w bazie Camp Lejeune w Karolinie Północnej.

Swoje decyzje uzasadnił mówiąc, że "sytuacja w Iraku poprawiła się" i stwarza "nową nadzieję", iż trwająca prawie sześć lat wojna w tym kraju, która kosztowała życie ponad 4200 żołnierzy amerykańskich i dziesiątek tysięcy Irakijczyków, może być zakończona.

[[mm_2]]

Przypomniał o spadku natężenia przemocy, porażkach irackiej Al- Kaidy i poprawie zdolności bojowej wojsk irackich oraz o "krokach podjętych przez przywódców irackich na rzecz politycznej ugody", czego wyrazem były m.in. styczniowe wybory lokalne.

Podkreślił jednak, że postęp w Iraku nie jest jeszcze nieodwracalny.

"Niech nie będzie żadnych wątpliwości: Irak nie jest jeszcze bezpieczny i będą tam jeszcze trudne dni. Zbyt wiele podstawowych problemów politycznych dotyczących przyszłości Iraku pozostaje nierozwiązanych. Nie wszyscy sąsiedzi Iraku przyczyniają się do jego bezpieczeństwa. (...) Krótko mówiąc, jest nowy powód do nadziei w Iraku, ale nadzieja ta opiera się na dopiero powstających fundamentach" - powiedział.

"Długofalowe rozwiązanie w Iraku musi być polityczne, nie wojskowe. Ponieważ najważniejsze decyzje, które trzeba podjąć w kwestii przyszłości tego kraju, muszą być podjęte przez Irakijczyków" - podkreślił.

[[mm_3]]

Podstawą strategii administracji USA - kontynuował - jest zapewnienie, by Irak "był suwerenny, stabilny i polegał na sobie". "Aby osiągnąć ten cel, będziemy działać na rzecz promowania irackiego rządu, który jest sprawiedliwy, reprezentatywny i odpowiedzialny, i nie udziela poparcia ani schronienia terrorystom" - dodał.

Obama podkreślił następnie, że jego administracja nie będzie stawiać sobie maksymalistycznych celów w Iraku i że wojska USA nie mogą pozostawać tam przez czas nieograniczony.

"Nie możemy usunąć z Iraku wszystkich, którzy przeciwstawiają się Ameryce, albo sympatyzują z naszymi nieprzyjaciółmi. Nie możemy bez końca kontynuować naszego wojskowego zaangażowania, które jest wielkim ciężarem dla naszej armii i będzie kosztować naród amerykański prawie bilion dolarów" - powiedział.

Wycofanie wojsk - zaznaczył - jest tylko częścią szerszej strategii w Iraku. Jej drugim elementem będzie "trwała dyplomacja na rzecz zapewnienia, by Irak stał się bardziej pokojowy i zamożniejszy".

USA będą w tym celu współpracować z ONZ, by pomagać Irakowi w umocnieniu instytucji państwowych, rozwiązywaniu konfliktów religijno-etnicznych, a także w umożliwieniu powrotu do kraju irackich uchodźców.

Trzecia część strategii - kontynuował Obama - to "wszechstronne amerykańskie zaangażowanie w całym regionie".

Jak wyjaśnił, chodzi tu o współpracę z krajami sąsiadującymi z Irakiem, w umocnieniu jego bezpieczeństwa i stabilizacji. W tym także - podkreślił - z Syrią i Iranem.

Kraje te zostały uznane przez poprzednią administrację prezydenta Busha za sponsorów terroryzmu, którzy nie mogą być dyplomatycznymi partnerami USA. Obama od dawna zapowiada rozmowy z Iranem na najwyższym szczeblu i sygnalizuje możliwość normalizacji stosunków z Syrią.

W wystąpieniu w Camp Lejeune Obama zapowiedział także zwiększenie liczebności armii, podwyżkę żołdu oraz świadczenia i pomoc dla weteranów.

Wywołało to najgorętszą owację zebranych żołnierzy.

Decyzja prezydenta Obamy wycofania oddziałów bojowych z Iraku w ciągu 18 miesięcy i wszystkich wojsk do końca 2011 r. spotyka się z krytyką z obu stron sceny politycznej w USA.

Jeszcze przed oficjalnym jej ogłoszeniem demokratyczni politycy w Kongresie wyrazili rozczarowanie, że po sierpniu przyszłego roku w Iraku pozostanie - jak powiedział prezydent - do 50 tysięcy żołnierzy.

"50 tysięcy to więcej niż bym pomyślał. Czekamy na uzasadnienie" - powiedział senator Charles Schumer z Nowego Jorku. Także demokratyczna przewodnicząca Izby Reprezentantów, Nancy Pelosi, wyraziła żal, że administracja chce zostawić do końca 2011 r. tak wiele żołnierzy.

W czasie kampanii wyborczej Obama obiecywał szybkie zakończenie wojny w Iraku - chociaż z czasem zaczął mówić, że musi być ono "odpowiedzialne". Zapowiadał też wycofanie wojsk w ciągu 16 miesięcy od inauguracji swej prezydentury, nie zawsze wyjaśniając, że chodzi mu tylko o oddziały bojowe.

Piątkowa zapowiedź wycofania oddziałów bojowych do końca sierpnia 2010 oznacza przedłużenie poprzednio podawanego terminu o 3 miesiące. Potem w Iraku mają pozostać wojska do operacji antyterrorystycznych i jednostki do szkolenia wojsk irackich.

Z drugiej strony, wielu ekspertów wojskowych ostrzega Obamę, że wyznaczenie terminarza wycofania wojsk może być ryzykowne, jeśli rozumieć to jako zobowiązanie do zakończenia wojny niezależnie od sytuacji w Iraku, która wciąż nie jest stabilna. Wzywają go, aby nie trzymał się go rygorystycznie.

"Wojna w Iraku nie jest zakończona. O ile decyzja wycofania większości wojsk do sierpnia 2010 niekoniecznie jest błędem, nie powinna być realizowana sztywno. Jeśli wszystko nadal będzie szło dobrze, powinna być wykonana. Jeżeli nie, administracja będzie musiała wykazać strategiczną mądrość, aby zwolnić tempo (ewakuacji wojsk) tak jak będzie potrzebne, by uporać się z problemami" - napisali dwaj czołowi eksperci wojskowi Kenneth Pollack i Michael O'Hanlon z Brookings Institution.

Podobny pogląd wyraził jeden z najlepszych publicystów od spraw wojskowości z dziennika "Washington Post", Thomas Ricks. Napisał on, że "najważniejsze wydarzenia tej wojny może nawet jeszcze się nie wydarzyły".

Zdaniem eksperta wojskowego z waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych (CSIS), Anthony Cordesmana, nie ma pewności kiedy Irak osiągnie "poziom politycznej stabilności niezbędny do radzenia sobie z wewnętrznymi problemami".

W raporcie o Iraku ogłoszonym w piątek i przesłanym PAP, zwraca on uwagę, że "Al-Kaida w Iraku nie jest w pełni pokonana", a irackie wojsko i policja nie są jeszcze zdolne do w pełni samodzielnego działania". Cordesman sugeruje, że ścisły harmonogram wycofania wojsk jest ryzykowny.

Republikanie, z kolei, mają pretensję do Obamy, że powiedział o poprawie sytuacji w Iraku, ale nie przyznał, że jest to wynik zwiększenia liczby wojsk amerykańskich w tym kraju za rządów prezydenta Busha.

pap, keb