Prezydent Europy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po gorącym powitaniu, zgotowanym Barackowi Obamie w kolejnych europejskich miastach, które odwiedzał, można odnieść wrażenie, że jest on prezydentem Europy a nie Ameryki. W powodzi gładkich słów zabrakło jednak konkretów. I przez to amerykańska uprzejmość sprawia wrażenie obojętności.
O takim prezydencie USA marzyli Europejczycy. Ugodowo nastawiony, pełen dobrej woli, dążący do partnerskich a nie pryncypialnych relacji euroatlantyckich. W najważniejszych kwestiach, czyli sposobie walki z kryzysem finansowym i walki z ociepleniem klimatu Obama jest podobnego zdania, jak europejscy przywódcy. Drobne rozdźwięki zaistniały jedynie w dwóch kwestiach: afgańskiej i tureckiej. Obama dał bowiem do zrozumienia, że oczekuje większego zaangażowania krajów Starego Kontnentu w misje w Afganistanie. A co do Turcji, to w niektórych europejskich stolicach konsternację wzbudziło amerykańskie poparcie dla unijnych aspiracji Ankary. Można jednak oczekiwać, że ta polityczna deklaracja była na użytek głaskania po głowie Turcji, po jej zgodzie na obsadzenie Rassmusena w fotelu szefa NATO.

Szczyt w Pradze niewiele nam powiedział o nowym amerykańskim prezydencie i jego wizji stosunków transatlantyckich i w ogóle polityki międzynarodowej. Może jest to przemyślana strategia, polegająca na cichej dyplomacji i nieujawnianiu pozycji, a może po prostu obojętność. Pozostaje jednak niedosyt.