Belgia na rozdrożu

Belgia na rozdrożu

Dodano:   /  Zmieniono: 
Powiedzenie, że najtrwalsze są prowizorki sprawdza się nie tylko w odniesieniu do Polski. Prowizoryczny rząd belgijski, któremu przewodzi premier Yves Leterme, rządzi już trzeci miesiąc. Bo nowy rząd jak nie powstał, tak nie powstaje. Człowiek, który do tej pory scalał jedność Belgii, ma teraz poważniejsze sprawy na głowie. Herman Van Rompuy, bo o nim mowa, zajmuje się całą Unią Europejską.
Na to, że Belgia znów przeżyje kryzys polityczny, zanosiło się jeszcze przed wyborami. Rozbieżność dążeń między frakcjami flamandzkimi a frankofońskimi była już bowiem na tyle duża, że nie wróżyło to  niczego dobrego. Wybory przyniosły potwierdzenie złych przeczuć. Najbardziej zwycięska partia, czyli flamandzka prawica, nie może samodzielnie stworzyć rządu. Ba, z definicji nie dostała na to mandatu jako frakcja, opowiadająca się za  uniezależnieniem Flandrii.

Trzy miesiące po wyborach węzeł gordyjski jest dalej nierozwiązany. W takich sytuacjach do tej pory niezawodny był były premier Belgii, Herman Van Rompuy, który kilkukrotnie jako namaszczony przez króla Alberta II negocjator podejmował się misji szukania kompromisu. Teraz Van Rompuy jako przewodniczący Rady ma o wiele większe zmartwienia na głowie i trudno oczekiwać, że weźmie urlop i zajmie się ratowaniem Belgii.

A sytuację komplikuje dodatkowo fakt, że to Belgia pełni obecnie rotacyjną prezydencję. Jeśli Di Rupo znów nie uda się stworzyć rządu trzeba się będzie liczyć z kolejnymi przedterminowymi wyborami parlamentarnymi. Na to jednak jest jeszcze czas.