Merkel przesłuchana w sprawie śmierci 142 osób

Merkel przesłuchana w sprawie śmierci 142 osób

Dodano:   /  Zmieniono: 
Angela Merkel, fot. Wprost 
Niemiecka kanclerz Angela Merkel odrzuciła zarzut, jakoby wstrzymywała informacje o cywilnych ofiarach i okolicznościach bombardowania w Kunduzie w Afganistanie, które przeprowadzono 4 września 2009 r. z rozkazu niemieckiego dowódcy.
Zeznając przed komisją śledczą Bundestagu, badającą okoliczności nalotu w Kunduzie Merkel oświadczyła, że "bezpodstawne są wszelkie insynuacje, iż rząd nie był zainteresowany wyjaśnieniem sprawy, a nawet próbował je  udaremnić". - W rzeczywistości było wręcz przeciwnie - powiedziała Merkel, cytowana przez agencję dpa. Przedstawiła ona posłom skrupulatną chronologię działań informacyjnych rządu po 4 września 2009 r.

Minister nie wykonał polecenia Merkel?

Niemiecka kanclerz była ostatnim świadkiem przesłuchanym przez parlamentarną komisję śledczą. Gremium to bada zarówno prawidłowość działania niemieckiego pułkownika Georga Kleina, który wydał rozkaz zbombardowania dwóch uprowadzonych przez talibów cystern z benzyną, jak i prawidłowość działań informacyjnych władz niemieckich po tym ataku. Wskutek nalotu zginęło wówczas do 142 osób, w tym cywile. Pomimo doniesień mediów i informacji od amerykańskich wojsk w  Afganistanie, niemiecki rząd nie przyznał natychmiast, że w wyniku bombardowania zginęła ludność cywilna; początkowo ówczesny minister obrony Franz Josef Jung wykluczył nawet taką możliwość.

Merkel zeznała w czwartek, że 5 września 2009 r., dzień po bombardowaniu w Kunduzie, zwróciła się do Junga, aby w  wywiadzie prasowym udzielił wszystkich informacji na ten temat. Jung jednak tego nie uczynił. 8 września 2009 r. w wystąpieniu na forum Bundestagu Merkel przyznała, że w wyniku nalotu mogli zginąć niewinni ludzie, i wyraziła z tego powodu ubolewanie.

Opozycja: wstrzymywali przez wybory

Zdaniem opozycji wstrzymywanie informacji na temat okoliczności i ofiar nalotu w Kunduzie mogło mieć związek z obawami partii rządzących - wówczas były to CDU/CSU i SPD - o  wynik wyborów parlamentarnych, które odbyły się 24 września 2009 r., trzy tygodnie po wydarzeniach w  Kunduzie.

Podejrzenia te nasiliły się, gdy dwa miesiące po wyborach ujawniono, że raport żandarmerii wojskowej sporządzony tuż po bombardowaniu w Kunduzie wskazywał, iż niemiecki pułkownik Klein nie przeprowadził wystarczającego rozpoznania, wydając rozkaz nalotu. Tymczasem niemiecki resort obrony przez kilka miesięcy bronił decyzji niemieckiego dowódcy.

Za zatajenie raportu stanowiska stracili: ówczesny generalny inspektor Bundeswehry Wolfgang Schneiderhan, wiceminister obrony Peter Wichert, a następnie Franz Josef Jung, który w nowym rządzie Niemiec, powołanym po wrześniowych wyborach, pełnił funkcję ministra pracy.

Zeznawał szef MSZ

W czwartek przed komisją śledczą stanął też były szef niemieckiej dyplomacji, socjaldemokrata Frank-Walter Steinmeier. Zeznał on, że  nadchodzące z Afganistanu informacje na temat ofiar bombardowania w Kunduzie były początkowo bardzo "niejasne", ale on nie wykluczał, że zginęli również cywile. Ocenił, że  wydarzenia z 4 września 2009 r. były "cezurą" dla zaangażowania Bundeswehry w Afganistanie. Raport komisji śledczej na temat bombardowania w Kunduzie ma być gotowy do lata tego roku.

zew, PAP