Bitwa o Libię czyli o co?

Bitwa o Libię czyli o co?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Rozwoju wydarzeń w Libii nie sposób przewidzieć, bo zakres i cele operacji nie są znane.
Kryzys w Libii wyróżnia niezwykła dynamika zmian i daleko idąca niepewność co do kierunku, w jakim potoczą się wydarzenia. Podczas poprzednich tego typu kryzysów, choćby kosowskiego (1999) czy irackiego (2003) sytuacja zmieniała się powoli – w każdym z tych przypadków minęło kilka miesięcy zanim wspólnota międzynarodowa zdecydowała się użyć siły. W przypadku Libii jest inaczej – jeszcze kilka dni temu mało kto mówił o interwencji zbrojnej. Wystarczyło jednak uchwalenie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ o wprowadzeniu strefy zakazy lotów nad Libią – i niemal natychmiast państwa sojusznicze rzuciły się do ataku z zaskakującą werwą.

Zgodnie z nauką o strategii, każda wojna musi mieć swój cel polityczny. Innymi słowy, walka musi do czegoś prowadzić. W Kosowie chodziło o powstrzymanie Serbów prześladujących Albańczyków (choć jak się później okazało problem był mocno wyolbrzymiony). W przypadku Iraku (1991) celem było wyrzucenie wojsk Husajna z Kuwejtu a dekadę później - usunięcie dyktatora. A czemu służy operacja „Świt Odysei"? Tego nie wie nikt.

Należy przypomnieć, że rezolucja nr 1973 zezwala na ustanowienie strefy zakazu lotów nad Libią i ochronę cywilów. W praktyce oznacza to więc przede wszystkim uniemożliwienie operowania libijskiemu lotnictwu. Tyle tylko, że państwa sojusznicze już rezolucję złamały – ponieważ zaczęły atakować wojska lądowe Kadafiego, które w bezpośrednią walkę zaangażowane nie były. Liga Arabska wezwała pierwotnie społeczność międzynarodową do ustanowienia stref zakazu lotu, by Kadafi nie mógł atakować cywilów. O atakowaniu lotnisk, a tym bardziej obiektów cywilnych (rezydencja Kadafiego), mowy nie było.

Rezolucja Rady Bezpieczeństwa ONZ okazuje się być jedynie pretekstem do realizacji celów jakie stawiają przed sobą kraje koalicji. Cel numer jeden to obalenie Kadafiego. Pod tym względem najbardziej zdeterminowany wydaje się być Nicolas Sarkozy, który dzięki krótkiej, zwycięskiej kampanii chce poprawić sobie notowania. Również Brytyjczycy mogą wykorzystać operację przeciwko Kadafiemu, by przypomnieć o swojej sile. Z kolei Amerykanie liczą zapewne na ustanowienie bardziej przyjaznych rządów w Trypolisie - Kadafi był bowiem wrogiem Stanów Zjednoczonych i to niezwykle trudnym do pokonania. No i jest jeszcze ropa.

Czy celem Zachodu jest obecnie obalanie Kadafiego? Determinacja z jaką koalicja prowadzi ostrzał Libii zdaje się o tym świadczyć. Z drugiej strony atakowanie wojsk Kadafiego z powietrza nie doprowadzi do jego upadku – rezultatem bombardowań może być co najwyżej niszczenie kraju. To z kolei może zostać przez Kadafiego wykorzystane do mobilizacji swoich zwolenników realizowanej pod hasłem „Ojczyzna w niebezpieczeństwie". Jeśli Francja, Wielka Brytania i USA chcą się pozbyć pułkownika konieczne będzie użycie sił specjalnych lub wysłanie do Libii wojsk lądowych. Jest tylko jedno „ale” – takie działania będą już jawną agresją, nie mającą nic wspólnego z rezolucją numer 1973. Poza tym w sytuacji gdy setki tysięcy amerykańskich żołnierzy utknęły w Iraku i Afganistanie byłoby zapewne trudno zebrać odpowiednio liczny kontyngent, by skutecznie okupować Libię, która jest trzy raz większa od Iraku. Poza tym gdyby nawet udało się wyeliminować Kadafiego pojawiłoby się pytanie o następcę pułkownika. W Libii nie ma opozycji demokratycznej, jednego wyrazistego lidera stawiającego się w kontrze do Kadafiego. Są tylko zwalczające się plemiona.

Czy Zachód, przed wystrzeleniem pierwszej rakiety w kierunku Libii, odpowiedział sobie na pytanie "o co walczymy?".