Uczestnicy manifestacji poinformowali, że protestującym udało się dotrzeć do siedziby gubernatora prowincji i dopiero tam zostali ostrzelani. Strzelali do nich m.in. snajperzy ukryci na dachach. Według agencji AP, część ofiar, w tym ludzie starsi, zostali zadeptani lub ranni, kiedy tłum zaczął uciekać. Przedstawiciel sił bezpieczeństwa w Taizz, Abdullah Kiran, jest oskarżany przez demonstrujących o przeprowadzanie bardzo brutalnych działań przeciwko manifestującym, zwłaszcza w Adenie, gdzie przebywał kilka tygodni temu.
Według świadków uzbrojeni mężczyźni ubrani po cywilnemu otworzyli także ogień do protestujących w portowym mieście Al-Hudajda, użyli również gazu łzawiącego. Źródła szpitalne podały, że na skutek wdychania gazu u około 200 protestujących wystąpiły problemy oddechowe.
Marsz solidarności z mieszkańcami Taizz przeprowadzono także w mieście Al-Mukalla na wschodzie Jemenu. Natomiast w stolicy Jemenu Sanie żołnierze, bez uciekania się do przemocy, nie dopuścili około 200 policjantów do placu, gdzie zaczęły się protesty. Pomocy tej manifestującym udzielili żołnierze pierwszej dywizji pancernej, której dowódca Ali Mohsen 21 marca zadeklarował wsparcie dla protestujących.
Jemeńska opozycja zażądała 2 kwietnia, by prezydent Salah ustąpił na rzecz wiceprezydenta, z którym gotowa jest negocjować porozumienie o okresie transformacji w kraju. Fala protestów przeciwko Salahowi, rządzącemu od 32 lat, ogarnęła Jemen pod koniec stycznia. 25 marca prezydent po raz kolejny zapowiedział, że jest gotów przekazać władzę następcy wyłonionemu w wyborach, które miałyby się odbyć przed końcem tego roku.
Jemen, jeden z najbiedniejszych krajów arabskich, oprócz szyickiej rebelii na północy boryka się również z separatystycznym ruchem na południu oraz wzrostem wpływów i wzmożoną działalnością Al-Kaidy. 65-letni Salah jest sojusznikiem USA, które wspierają finansowo Sanę z zwalczaniu Al-Kaidy. Prezydent, mimo że porzucony przez część wojska oraz przywódców plemiennych i religijnych, ostrzega przed groźbą chaosu w kraju, jeśli zostanie siłą zmuszony do oddania władzy. Tymczasem USA wywierają na Salaha coraz większą presję, bu ustąpił. "New York Times" pisze, że Waszyngton "cicho zmienił stanowisko" i "doszedł do wniosku, że jest mało prawdopodobne, by Salah przeprowadził konieczne reformy" w związku z czym musi odejść. Do tej pory administracja prezydenta Baracka Obamy nie wezwała publicznie Salaha do ustąpienia. Według Reutera Waszyngton w zeszłym tygodniu postawił prezydentowi Jemenu ultimatum, by zgodził się przekazać władzę na warunkach wynegocjowanych przez amerykańskiego ambasadora w Sanie.
zew, PAP, arb
