Nowy konflikt
Początkiem chaosu stało się w 1991 roku obalenie przez rebeliantów prezydenta Mohameda Siada Barre. Pogromcy Barre, walcząc między sobą o władzę, wywołali nowy konflikt zbrojny, którego przerwać nie potrafiły ani wojska ONZ, ani oddziały USA przybyłe do Somalii, by zapobiec chaosowi i klęsce głodu.
Własny porządek w Somalii próbowali zaprowadzać także miejscowi muzułmańscy radykałowie, którzy jak afgańscy talibowie uznali, że islam, nieuznający podziałów etnicznych ani klanowych, będzie najlepszą receptą na przerwanie bratobójczej wojny. Jedną z takich organizacji była al-Ittihaad al-Islamija, dowodzona przez szejka Hasana Tahira Aweisa.
Pomoc zaoferował Osama bin Laden
Religijny radykalizm był zawsze obcy Somalijczykom i odwołujące się do islamu partie nie uzyskiwały tam poparcia. Pomoc szejkowi Aweisowi zaoferował założyciel Al-Kaidy Osama bin Laden, w pierwszej połowie lat 90. przebywający na wygnaniu w Sudanie. W upadłym, somalijskim państwie, podobnie jak w Afganistanie, Saudyjczyk upatrywał bazę dla swoich bojowników.
Po zamachach z 11 września 2001 roku i inwazji na Afganistan zaniepokoili się tym także Amerykanie. Uznali, że do walki z Aweisem i jego towarzyszami warto zawrzeć sojusz nawet z somalijskimi watażkami, z którymi w latach 90. sami toczyli wojnę. Terror watażków i rabusiów sprawił jednak, że udręczeni Somalijczycy zaczęli wspierać muzułmańskich radykałów.
Zyskali posłuch
W 2005 roku szejk Aweis wraz z grupą mułłów założył Unię Trybunałów Islamskich, somalijską odmianę ruchu afgańskich talibów. Somalijczycy, jak ich afgańscy bracia, zyskali poparcie miejscowej ludności, mającej dosyć przemocy i bezprawia. Wiosną 2006 roku somalijscy talibowie w studniowej bitwie rozgromili w Mogadiszu wspieranych przez Amerykanów watażków i przejęli władzę w kraju. Rozbroili prywatne milicje, położyli też kres przestępczości. Po raz pierwszy w kraju zapanował pokój, choć ceną za niego były drakońskie prawa talibów.
Przestraszeni nie na żarty, że pod rządami talibów Somalia stanie się nową twierdzą Al-Kaidy, Amerykanie wezwali na pomoc Etiopię, chrześcijańską sojuszniczkę w Afryce, regionalne mocarstwo i odwieczną nieprzyjaciółkę Somalii. W grudniu 2006 roku etiopskie wojsko najechało na Somalię i w siedem dni pobiło talibów.
Manewry
Inwazja przerodziła się jednak w krwawą okupację, a ta pomogła odrodzić się talibom. Już latem 2007 roku nowa wojna trwała w najlepsze, a gdy w 2009 roku zmęczone nią etiopskie wojska wycofały się z Somalii, talibowie wrócili do Mogadiszu. Przed powrotem do władzy powstrzymali ich ugandyjscy żołnierze z wojsk pokojowych Unii Afrykańskiej, wysłanych do Somalii, by bronić utworzonego przez ONZ somalijskiego rządu.
Talibom nie udało się pokonać wojsk Unii i szkolonej przez nie armii somalijskiej, a latem zeszłego roku zostali przez nie wyparci z Mogadiszu. Jesienią Somalię ponownie najechała Etiopia, a także druga sąsiadka – Kenia. Napierani od północy przez Ugandyjczyków, z zachodu przez Etiopczyków i od południa przez Kenijczyków, talibowie przegrywali bitwę za bitwą, aż wreszcie w maju dali się zepchnąć do Kismayo. Nie mając szans na równą walkę z regularnym wojskiem, odpowiadają terrorystycznymi zamachami w Mogadiszu, a także w Kenii.
Rozłam
Najbardziej zabójcze dla somalijskich talibów okazały się jednak frakcyjne spory. Jeszcze gdy Etiopia okupowała Somalię, wśród talibów doszło do rozłamu na „gołębi”, którzy złożyli broń i weszli do koalicyjnego rządu w Mogadiszu (były talib szejk Szarif Szejk Ahmed jest dziś prezydentem kraju) i „jastrzębi”, którzy utworzyli radykalny ruch al-Szabab („Młodzi”). Gwoździem do trumny „Młodych” okazała się zaś podjęta w lutym przez ich przywódcę Ahmeda Abdiego Godane decyzja o oficjalnym przystąpieniu do Al-Kaidy. Przeciwko dżihadystom Godane wystąpili nacjonaliści sędziwego szejka Aweisa. Nacjonaliści sprzeciwiają się terroryzmowi i gotowi są do układów z rządem w Mogadiszu.
Klęski i kłótnie talibów sprawiły, że w ich szeregach mnożą się dezercje. Odwróciła się też od nich starszyzna klanowa, wspierająca zawsze silniejszych. Jeśli w sierpniu talibom nie uda się odeprzeć ataku na Kismayo, pozostanie im tylko ucieczka. Już dziś, korzystając z pomocy somalijskich piratów, przerzucają broń z południa Somalii na północ, w góry Puntlandu, gdzie chcą się schronić, przeczekać obławę i liczyć na odmianę losu.
PAP, md