Niemieccy Piraci idą na dno?

Niemieccy Piraci idą na dno?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Partia Piratów w Niemczech ma kłopoty (fot. sxc.hu) Źródło:FreeImages.com
Po serii sukcesów wyborczych minionego roku niemiecką Partię Piratów zaczynają trapić problemy finansowe, a jej notowania lekko spadają. Według najnowszego sondażu ośrodka Emnid, poparcie dla Piratów sięga 7 proc., co jest najgorszym wynikiem od marca.

Jak przypominają niemieckie media, jeszcze w kwietniu tego roku Piraci mieli w sondażach nawet 12-procentowe poparcie - o pięć punktów większe niż obecnie. Zdaniem szefa ośrodka Emnid Klausa-Petera Schoeppnera, sondażowa flauta to efekt zawiedzionych oczekiwań. - Piraci rozczarowali wielu wyborców. Obiecywali nowy styl polityki: więcej przejrzystości, więcej demokracji bazowej, uwzględnianie woli obywateli. Dotychczas niewiele z tego zrealizowano - powiedział Schoeppner gazecie "Bild am Sonntag". Dodał, że ugrupowanie nie przedstawiło do tej pory przekonującego programu w ważnych kwestiach, jak kryzys w strefie euro, bezpieczeństwo czy polityka zagraniczna. - Jeśli będzie tak dalej, to wejście Piratów do Bundestagu będzie zagrożone - ocenił ekspert.

Kaprys czy zmiana?

Gdy we wrześniu zeszłego roku założona w 2005 r. Partia Piratów zdobyła mandaty w parlamencie regionalnym Berlina, wielu komentatorów i polityków uznało to za kaprys niezadowolonych berlińskich wyborców. Jednak w następnych miesiącach Piraci zasiedli też w parlamentach kolejnych regionów Niemiec: Kraju Saary, Szlezwika-Holsztynu oraz Nadrenii Północnej-Westfalii. Za cel Piraci postawili sobie walkę o swobodę korzystania z internetu i osłabienie ochrony własności intelektualnej, a także jawność życia politycznego. W listopadzie Piraci chcą przyjąć program, dotyczący też polityki gospodarczej i zagranicznej.

Ugrupowanie ma spore ambicje dotyczące przyszłorocznych wyborów do Bundestagu i zamierza współdecydować o tym, kto zostanie kanclerzem Niemiec - zapowiedział sekretarz wykonawczy ugrupowania Johannes Ponnader. Nie wykluczył, że Piraci poprą ewentualną koalicję socjaldemokratów i Zielonych, która oznaczałaby odsunięcie od władzy chadeckiej kanclerz Angeli Merkel. Według Ponadera Piraci będą gotowi do konstruktywnej współpracy zgodnie ze swymi wartościami.

Piraci nie płacą składek

Przeszkodzić w realizacji tych ambicji może jednak sytuacja finansowa. Partii może zabraknąć środków na sfinansowanie kampanii wyborczej do Bundestagu. Wielu Piratów nie chce bowiem opłacać składek członkowskich. Przewodniczący ugrupowania Bernd Schloemer przyznał w rozmowie z gazetą "Bild am Sonntag", że 42 proc. spośród ponad 33 tys. członków Partii Piratów nie opłaciło rocznej składki, wynoszącej zaledwie 48 euro. Według Schloemera kampania przed wyborami do Bundestagu może kosztować około miliona euro, a Piraci dysponują zaledwie 300 tysiącami euro.

Niedawno ugrupowanie było zmuszone do zatrudnienia profesjonalnych rzeczników prasowych i wypłacania im pensji. Działacz Christopher Lang, którzy wcześniej wykonywał tę prace honorowo i nieodpłatnie, zrezygnował, skarżąc się na wypalenie zawodowe. Aby podreperować partyjne finanse szef ugrupowania zaproponował, by 45 deputowanych, którzy weszli do landtagów z ramienia Partii Piratów oddawali ugrupowaniu część swoich diet poselskich. Większość adresatów tej propozycji natychmiast ją jednak odrzuciła.

Spory o pieniądze to nie jedyny kłopot niemieckich Piratów. Krytyczne reakcje wywołała niedawna decyzja o ograniczeniu dostępu kamer i fotoreporterów do miejsca obrad lipcowego zjazdu partii w Dolnej Saksonii. Tłumaczono to ochroną prywatnej sfery uczestników konferencji. Niemiecki Związek Dziennikarzy (DJV) ocenił jednak, że taka postawa nie przystoi jednak ugrupowaniu, które za cel postawiło sobie walkę o bardziej przejrzystą politykę.

jl, PAP