Ambasady się boją zamachowców

Ambasady się boją zamachowców

Dodano:   /  Zmieniono: 
Australia i Kanada zamknęły swe ambasady w Manili z powodu ostrzeżenia o planowanych zamachach terrorystycznych. Oba kraje odradzają swym obywatelom podróży na Filipiny.
Za groźbami zamachów kryje się tajemniczy Filipińczyk - Hambali, uważany przez zachodni wywiad za człowieka Osamy bin Ladena w Azji Południowo-Wschodniej. Jego zadaniem ma być sianie strachu i  zniszczenia w regionie.

36-letni Hambali, którego właściwe nazwisko brzmi Ridouan Isamuddin, to niczym nie wyróżniający się islamski kaznodzieja. Okrągła twarz, okulary, rzadka broda - taki wizerunek sprawia, że  z łatwością może się wtopić w azjatycki tłum.

"To jedyny nie-Arab w kierownictwie Al-Kaidy. Jest członkiem szury, jej najwyższego organu decyzyjnego" - twierdzi amerykański ekspert Zachary Abuza, autor książki "Macki terroru: sieć Al-Kaidy w Azji Południowo-Wschodniej".

Według niego, Hambali został zwerbowany do Al-Kaidy, siatki terrorystycznej bin Ladena, pod koniec lat 80.

Poruczono mu nadzorowanie operacji wojskowych w regionie - uważa inny ekspert Rohan Gunaratna, autor książki "Al-Kaida od środka: globalna sieć terroru".

Do Hambalego należy strategia operacyjna w ekstremistycznej międzynarodowej organizacji islamskiej Dżimah Islamija, powiązanej z siatką terrorystyczną bin Ladena. To on stoi za zamachem na  Bali, w którym zginęło ponad 180 osób - twierdzą eksperci z  wywiadu.

Nawet jeśli Hambali nie jest powiązany z domniemanymi planami zamachów na ambasady, ataki takie leżą w jego kompetencjach.

Szczegóły jego działalności wypłynęły w maju 2001 r. w czasie przesłuchiwania przez Amerykanów młodego Kanadyjczyka pochodzenia kuwejckiego Mohammeda Mansoura Jabaracha, aresztowanego za  domniemany udział w planowaniu zamachów na ambasady w Singapurze w  grudniu.

Według Abuzy, Mansour uczestniczył w styczniu 2002 r. w spotkaniu w południowej Tajlandii, na którym Hambali zalecał przerzucenie się z symbolicznych celów terrorystycznych, takich jak ambasady, na bardziej praktyczne, takie jak bary.

Informacje o spotkaniu amerykańskie FBI przekazało w sierpniu władzom Tajlandii, gdyż ten kraj o łatwej procedurze imigracyjnej jest potencjalnie świetnym miejscem na bazę wypadową dla  terrorystów - twierdzi Gunaratna.

Tajlandia dementuje jednak informacje o spotkaniu prowadzonym przez Hambalego. "Nie było nic takiego. Czasami plotki mogą nas zniszczyć" - oświadczył tajlandzki premier Thaksin Shinawatra.

Dopuścił, że "ci ludzie" mogli odwiedzić Tajlandię lub przez nią przejeżdżać, bo jest to kraj przyciągający miliony turystów. "Ale nie przyjechali w celach terrorystycznych" - zapewniał.

Tajlandia, zaniepokojona o swoje dochody z turystyki i liczne inwestycje zagraniczne, nasiliła środki bezpieczeństwa w  największych kurortach i wszczęła kampanię przekonującą potencjalnych gości, że nic im nie grozi.

Ambasador USA w Bangkoku Darryl Johnson ocenił, że władze tajlandzkie poczyniły wystarczające kroki, by zabezpieczyć obiekty amerykańskie.

Mimo to również Tajlandii dotyczy ostrzeżenie władz USA, by  obywatele amerykańscy unikali podróży do Azji Południowo- Wschodniej.

Kraje tego regionu Zachary Abuza nazywa "krajami dogodnymi" dla  terrorystów. Nastawione są na napływ turystów, mają minimalne wymagania wizowe, słaby system nadzoru finansowego, łatwy system przesyłania pieniędzy dla pracowników zagranicznych, dziurawe granice, słabą kontrolę ze strony władz, endemiczną korupcję we  władzach i świetne zaopatrzenie w nielegalną broń - wylicza Abuza.

sg, pap