Bronili parku, teraz chcą obalić konserwatywny rząd

Bronili parku, teraz chcą obalić konserwatywny rząd

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tayip Recep Erdogan (fot.mat.pras.)
Kolejną noc trwały zamieszki w Turcji. Protest, który początkowo odbywał się jedynie z Stambule, rozlał się na cały kraj i policja musiała interweniować także m.in. w Ankarze i Izmirze.
Pierwotnie celem protestów była obrona parku Gezi znajdującego się na głównym placu stolicy Turcji Taksim, którego przebudowę zapowiedział rząd. Obecnie charakter zamieszek zmienił się, ma charakter głównie antyrządowy, a protestujący zarzucają władzy zbyt dużą ingerencję w życie i narzucanie religijnych zasad.

Początkowo policja w Stambule posłużyła się do rozproszenia spokojnych demonstrantów pałkami, gazem łzawiącym i armatkami wodnymi, co wywołało falę oburzenia. Co najmniej sto osób zostało wówczas rannych. W noc z niedzieli na sobotę gwałtowne starcia miały miejsce w dzielnicy Beskitas w Stambule, a mniej intensywne m.in. w Ankarze i Izmirze.

Stambulscy protestujący budowali na ulicach barykady i walczyli z policjantami. Najwięcej ludzi zgromadziło się w niedzielę wieczorem przed niedawno zamkniętym stadionem Beskitas. Tłumy starały się też dostać do pobliskiej siedziby premiera, korzystając między innymi z koparki, jako tarana, którym chcieli pokonać policyjne barykady. Funkcjonariuszom udało się jednak rozproszyć liczący kilka tysięcy ludzi tłum przy pomocy gazu łzawiącego i wody. Siedziba szefa rządu jest otoczona szczelnym kordonem. Odcięto szereg ulic.

Według Tureckiego Stowarzyszenia Lekarzy od piątku w samym Istambule do szpitali trafiło 484 osób rannych w zamieszkach. W całym kraju aresztowano ponad 1,7 tysiąca osób.

Protestują przede wszystkich młodzi ludzie z klasy średniej, którym nie podoba się konserwatywna polityka premiera, wprowadzającego coraz bardziej restrykcyjne prawa. Sam Erdogan, który cieszy się niesłabnącym poparciem biedniejszych i bardziej konserwatywnych mieszkańców miasteczek oraz wsi, lekceważąco wypowiada się o demonstrantach, nazywając ich "kilkoma rabusiami". Ostro krytykuje też media społecznościowe, które pomagają w organizacji protestów. W jego ocenie na przykład Twitter jest "skrajną wersją kłamstwa". Zdaniem Erdogana demonstracje to efekt machinacji opozycyjnej Ludowej Partii Republikańskiej.

Tego rodzaju lekceważenie i nie liczenie się z opinią części obywateli jest jednym z największych źródeł niechęci do premiera. Część jego przeciwników uważa, że ambicją Erdogana jest zostać "nowym sułtanem Turcji".

Turcja ma gwałtowną przeszłość. Obalono już szereg rządów, które zbytnio oddalały się od republikańskiej wizji państwa ustanowionej przez rewolucję Młodych Turków, której symbolem stał się Kemal Ataturk. Przewrotów zazwyczaj dokonywała jednak armia, która obecnie wydaje się być spacyfikowana serią procesów najwyższych dowódców. Erdogan sprawuje natomiast władzę od 2003 roku a kraj pod jego rządami świetnie znosi światowy kryzys gospodarczy.

TVN24.pl, ml