Odwet na Brytyjczykach

Odwet na Brytyjczykach

Dodano:   /  Zmieniono: 
Wtorkowy atak na żołnierzy brytyjskich pod Basrą, w którym zginęło sześciu z nich, stanowił odwet za ich rewizje w domach i śmierć czterech cywilów irackich.
Mieszkańcy wsi Al-Madżdżar al-Kabir, 30 kilometrów na południe od  Al-Amarah, twierdzą, że Brytyjczycy zostali zabici przez miejscowych działaczy szyickich, rozwścieczonych brutalnie prowadzoną przez żołnierzy operacją poszukiwania broni. W  starciach, do jakich doszło w trakcie tej operacji, zastrzelonych zostało czterech Irakijczyków. Brytyjczycy - pisze agencja Reutera - mówią jednak, że używali wyłącznie kul plastikowych, by  rozpędzić agresywnie zachowujący się tłum w Al-Madżdżar. Informacji tej, jak dotąd, nie potwierdziło dowództwo brytyjskie.

"Ci brytyjscy żołnierze wchodzili do domów z psami - wymierzali broń w kierunku kobiet i dzieci. Jako muzułmanie nigdy nie  zgodzimy się na psy w naszych domach" - powiedział w rozmowie z  dziennikarzem agencji Reutera jeden z mieszkańców, Rabi al-Malki.

Akcja przeczesywania domów we wsi rozpoczęła się w ubiegłą sobotę. Po protestach wiejskiej starszyzny brytyjskie dowództwo przerwało rewizje; dwa dni później jednak wznowiono je, nie  rezygnując z psów szkolonych do wykrywania materiałów wybuchowych. To rozjuszyło mieszkańców wioski, którzy rzekomo mieli już obiecać Brytyjczykom zdanie całej posiadanej broni w ciągu dwu miesięcy.

Wznowienie rewizji wywołało uliczne protesty - żołnierze zareagowali brutalnie. Jeden z mieszkańców opowiada, że gdy zwrócił uwagę jednemu z żołnierzy, by nie mierzył karabinem w małą dziewczynkę, oberwał kolbą w twarz. "Zaczęła się strzelanina" -  mówi świadek, cytowany przez agencję Reutera. Irakijczycy, przekonani, że żołnierze używają ostrej amunicji, odpowiedzieli seriami z kałasznikowów, zabijając sześciu cudzoziemców.

Ostrzelany został także przysłany z odsieczą i po ciała zabitych brytyjski śmigłowiec Chinook - rannych zostało siedmiu żołnierzy, znajdujących się na pokładzie.

Około dwudziestu irackich policjantów, wspierających na miejscu Brytyjczyków, po rozpoczęciu strzelaniny uciekło przez okno na drugą stronę budynku. Namawiali także ostrzeliwujących się żołnierzy, by uciekali razem z nimi - Brytyjczycy jednak odmówili i zginęli na posterunku.

Mieszkańcy zapowiadają, że nie wpuszczą już żołnierzy brytyjskich do wsi. "Zrobimy to samo, gdy tylko się tu pokażą. Nie pozwolimy, by wrócili" - powiada jeden z chłopów.

Rzecznik armii brytyjskiej kpt. Adam Marchant-Wincott nie był w stanie potwierdzić relacji świadków.

Natomiast płk Ronnie McCourt zapewnił dziennikarzy, zaproszonych do brytyjskiej bazy wojskowej pod Al-Amarah, iż tragiczny w skutkach incydent nie został sprowokowany przez żołnierzy.

We wtorek wieczorem brytyjski minister obrony Geoff Hoon powiedział przed Izbą Gmin, że zabici żołnierze należeli do policji wojskowej i uczestniczyli w szkoleniu lokalnej policji. Dodał, że wszczęto śledztwo, by ustalić okoliczności ich śmierci.

"Pierwsze informacje pozwalają sądzić, że być może zostali wciągnięci w incydent na posterunku policji w mieście Al-Madżdżar al-Kabir, koło Al-Amarah, gdzie ich zwłoki znaleziono w ciągu dnia" - powiedział Hoon, nie podając żadnych dodatkowych wyjaśnień.

Po wtorkowym incydencie oddziały brytyjskie w Iraku zostały postawione w stan podwyższonej gotowości - zakomunikował w środę rano rzecznik brytyjskiej armii. W Londynie natomiast nie wykluczono zwiększenia liczebności brytyjskiego kontyngentu w Iraku.

Cywilnym przywódcom irackim brytyjskie siły w Iraku dały 48 godzin na wydanie osób, które we wtorek pod Basrą zabiły sześciu brytyjskich żołnierzy - podały miejscowe władze administracyjne.

Wojska brytyjskie kontrolują południe Iraku. Od upadku Bagdadu ponad dwa miesiące temu nie doszło tam do tak dramatycznych incydentów.

em, pap