Marokańczycy mieli właśnie wsiadać na pokład samolotu, gdy okazało się, że jeden z nich, Abdullah Abbassi zostawił swój bagaż podręczny w lotniskowej kawiarence - przekazał Andrew Coose z Administracji Bezpieczeństwa Transportu.
Sześciu pozostałych deputowanych wsiadło do samolotu nie czekając na kolegę. W międzyczasie ktoś zdążył zgłosić obsłudze lotniska, że w kawiarni znajduje się porzucona torba.
Gdy Abbassi wrócił po nią, zdążyły tam też dotrzeć władze. Zabroniły marokańskiemu parlamentarzyście wstępu na pokład, a pilot maszyny polecił pozostałym deputowanym opuścić pokład wraz z bagażem.
Powodem całego zamieszania były dokumenty znalezione w torbie pozostawionej w kawiarni. Były one napisane po arabsku, w tekście można było zauważyć liczbę "911". Marokańczycy nie znali angielskiego, aby opisać treść dokumentów.
Ostatecznie okazało się, że liczba "911" to numer linii specjalnej (amerykański odpowiednik polskich numerów 999, 998 i 997), pod którą Marokańczycy mieli zadzwonić w razie problemów. Władze lotniska rozszyfrowały ją jako 11 września - datę zamachów terrorystycznych na siedzibę Pentagonu i na World Trade Center w Nowym Jorku.
Coose całe zajście opisał jako "niezwykle nieszczęśliwy zbieg okoliczności".
sg, pap