Nad stolicą pojawiły się dymy, najprawdopodobniej z wznoszonych przez zwolenników prezydenta u wylotu głównych ulic płonących barykad, mających blokować rebeliantom dostęp do przelotowych arterii.
Podpalane przez siły wierne Aristide'owi opony i śmieci tworzą zaporę ogniową i zasłonę dymną, ale jednocześnie uniemożliwiają normalne życie mieszkańcom stolicy. Szczególnie silnie umocnione zostały ulice prowadzące do Pałacu Prezydenckiego.
W Waszyngtonie sekretarz stanu USA Colin Powell zakwestionował w czwartek wieczorem możliwość dalszego efektywnego sprawowania władzy przez prezydenta Haiti Jeana Bertranda Aristide'a i zaapelował do niego, by "zastanowił się z uwagą", czy powinien nadal wypełniać swą funkcję.
"To, czy jest czy też nie jest w stanie wypełniać nadal skutecznie funkcję prezydenta musi on sam ocenić, analizując pieczołowicie sytuację i biorąc pod uwagę interesy narodu haitańskiego" - powiedział Powell.
Z apelem pod adresem Aristide'a wystąpił również minister spraw zagranicznych Kanady Bill Graham, wzywając go w czwartek późnym wieczorem, by "wyciągnął konsekwencje" z impasu, w jakim znalazło się Haiti. Graham zastrzegł się, że nie rozumie pod tym "zmuszania" Aristide'a do ustąpienia.
Sam Aristide w czwartek ponownie powtórzył, że nie zrezygnuje w obliczu rebelii. W wywiadzie dla CNN wezwał ponownie do przysłania do Haiti sił międzynarodowych, choćby nielicznych. "Już kilkadziesiąt" żołnierzy czy policjantów będzie w stanie powstrzymać rebeliantów - ocenił. W przeciwnym wypadku "ci terroryści mogą wkroczyć do Port-au-Prince i zabić tysiące osób" - ostrzegł.
em, pap