W następstwie niedawnego doniesienia OLAF do brukselskiej prokuratury sędzia śledczy bada okoliczności "przecieku" z początków 2002 roku, świadczącego o nieskuteczności dochodzeń prowadzonych przez OLAF w sprawie defraudacji unijnych pieniędzy przez rozmaite wydziały Komisji Europejskiej.
Perduca potwierdził, że OLAF podejrzewa, iż przekazaniu dziennikarzowi informacji, zawartych w "poufnym dokumencie wewnętrznym dotyczącym trwających dochodzeń", mogła towarzyszyć korupcja. Zasłaniając się tajemnicą śledztwa, funkcjonariusz nie chciał jednak powiedzieć, co było podstawą podejrzeń, że jeden z jego kolegów wziął łapówkę za ujawnienie tych informacji.
Według Hansa-Martina Tillacka, ów poufny dokument krytykował nieskuteczność wewnętrznych dochodzeń Komisji Europejskiej, mających wyjaśnić przypadki nieprawidłowości i niegospodarności, które doprowadziły w 1999 roku do upadku poprzedniej Komisji pod przewodnictwem Jacquesa Santera.
Do nieprawidłowości doszło między innymi w podlegającym Komisji unijnym urzędzie statystycznym Eurostat. Krytyczne artykuły w "Sternie" i innych mediach na ten temat wywołały skandal i przyczyniły się do dymisji szefa Eurostatu Yvesa Francheta.
Belgijski sędzia śledczy nie postawił jak dotąd Tillackowi żadnych zarzutów. Dziennikarz nie może jednak normalnie pracować, ponieważ w piątek policja zabrała mu komputery, archiwum, notes z telefonami, wyciągi z banku i telefon komórkowy.
Akcja belgijskiej policji spotkała się z krytyką środowisk dziennikarskich, czemu dały wyraz w specjalnych oświadczeniach brukselskie Stowarzyszenie Prasy Międzynarodowej, Międzynarodowa Federacja Dziennikarzy i Stowarzyszenie Dziennikarzy Belgijskich.
Ich zdaniem, niezależnie od zasadności podejrzeń OLAF, działania policji były niewspółmierne do - zresztą oficjalnie niepostawionych - zarzutów i mogą być odczytane jako próba zastraszenia dziennikarzy, ujawniających nieprawidłowości w funkcjonowaniu instytucji Unii Europejskiej.
Tym bardziej że przeszukania nastąpiły nazajutrz po publikacji przez "Stern" artykułu Tillacka o podejrzeniach, że niektórzy deputowani do Parlamentu Europejskiego prosili kolegów o podpisywanie za nich listy obecności, żeby móc pobrać diety poselskie.
Działania policji ponownie też zwróciły uwagę na to, że Belgia nie ma jak dotąd przepisów chroniących źródła dziennikarskie. Projekt ustawy w tej sprawie jest właśnie rozpatrywany przez parlament belgijski w następstwie skrytykowania kraju przez Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu, ale tutejsze stowarzyszenie dziennikarzy obawia się, że ustawa nie zapewni dostatecznej ochrony w tym względzie.
em, pap