"Z pomocą londyńskich strażaków oraz pogotowia ratunkowego, wszyscy żywi ludzie zostali stamtąd wydostani" - oświadczył Blair, mając na myśli wybuch w pociągu między stacjami metra King's Cross i Russell Square, w jednym z najgłębszych tuneli londyńskiej sieci kolei podziemnej.
Policja oraz służby ratownicze mają trudności z dostaniem się do co najmniej jednego z pociągów. "Postanowiono, że martwi pozostaną, ponieważ to było zbyt niebezpieczne (by tam pozostać)" - tłumaczył szef policji.
Blair twierdził, iż czwartkowe ataki mają wszelkie znamiona działalności Al-Kaidy. Jak mówił, odpowiedzialna za zamachy komórka terrorystyczna pozostaje na wolności i może wciąż przeprowadzić kolejny atak. Nie wiadomo jednak, czy zamachowcy nadal przebywają na terytorium brytyjskim.
"Rozpoczynamy bardzo kompleksowe i długie dochodzenie i nie ma (na razie) nic wyraźnego, na co zwróciłbym uwagę" - powiedział szef Scotland Yardu.
Nic nie wskazuje też, że dokonane w czwartek w Londynie ataki, to zamachy samobójcze - mówił, ale sugerował, że nie można tego wykluczyć.
Według szefa wydziału do walki z terroryzmem, Andy'ego Haymana, użyte w czwartkowych zamachach ładunki miały wagę około pięciu kilogramów. Prawdopodobnie umieszczono je na siedzeniach lub na podłodze autobusu i wagonów metra. Były na tyle małe, że dało się je ukryć w plecaku - tłumaczył.
Zdementował także doniesienia, jakoby w miejscach, w których w czwartek doszło do eksplozji, znaleziono więcej ładunków wybuchowych.
Ian Blair wykluczył też jakąkolwiek pomyłkę brytyjskiego wywiadu w związku z czwartkowymi zamachami. Wcześniej prasa zarzucała brytyjskim służbom wywiadowczym, że w czerwcu obniżyły poziom zagrożenia atakiem terrorystycznym.
ks, pap