Dokerzy demolują Strasburg

Dokerzy demolują Strasburg

Dodano:   /  Zmieniono: 
Kilka tysięcy dokerów z całej Unii Europejskiej, w tym z Polski, protestowało przed Parlamentem Europejskim w Strasburgu. Chcieli przekonać eurodeputowanych, by odrzucili projekt dyrektywy w sprawie liberalizacji usług portowych w Unii.
W ruch poszły petardy, kamienie, butelki, pręty żelazne. Petardy zniszczyły wiele szyb w znajdującym się w budynku parlamentu urzędzie pocztowym. Podpalono dwa pojazdy. By powstrzymać dokerów, strasburska policja użyła armatek wodnych i gazu łzawiącego.

Według lokalnych władz francuskich, 12 policjantów zostało rannych, w tym jeden ciężko; 13 demonstrantów zatrzymano. Wcześniej rzecznik PE Jaume Duch informował o trzech rannych policjantach. "Straty materialne są znaczące" - dodał.

Protestujący - ok. 6 tysięcy według władz, 10 tysięcy według organizatorów - całkowicie zablokowali wejście do budynku europarlamentu, gdzie po południu rozpoczęła się sesja plenarna, a  na środę zaplanowano głosowanie nad budzącą kontrowersje dyrektywą.

"Nie chcemy tej dyrektywy, bo zabiera nam miejsca pracy" -  powiedział PAP Adam Mazurkiewicz z Sekcji Krajowej Portów Morskich NSZZ "Solidarność". Do Strasburga przyjechał wraz z grupą 40 polskich dokerów, związkowców "Solidarności" - ze Szczecina, Świnoujścia, Gdańska i Gdyni.

Najwięcej sprzeciwu i emocji dokerów budzi zapis dopuszczający tzw. samodzielną obsługę w portach przez załogi statków. Miałoby to położyć kres monopolowi portowych dokerów na rozładunek i  załadunek statków oraz pozwolić armatorom na zatrudnianie własnego personelu.

"Obawiamy się, że marynarze zabiorą pracę portowcom, bo dyrektywa dopuszcza rozładunek przez załogi statku. A te są już wystarczająco przemęczone i mają dużo pracy przy obsłudze nawigacji statku, by jeszcze wykonywać prace dokerskie. A te nie  byłyby oczywiście wynagradzane" - tłumaczył Mazurkiewicz. Jego zdaniem "Solidarność" reprezentuje około 6 z 10 tys. dokerów pracujących w Polsce.

Podobne zagrożenia dostrzega szef Sekcji Krajowej Portów Morskich NSZZ "Solidarność" Adam Lesiak.

"To sprawa dokerów z całej Europy; stanowi ryzyko utraty miejsc pracy i utraty pewnych przywilejów. Nasze motto jest jedno: praca w porcie dla portowców, praca na statkach dla marynarzy" -  powiedział w Gdańsku PAP.

Lesiak dodał, że w tej sprawie siły mobilizują przeciwne dyrektywie największe federacje związkowe: Międzynarodowa Federacja Transportowców oraz jej europejski oddział - Europejska Federacja Transportowców.

Według Lesiaka, dalsza liberalizacja usług portowych nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem, bowiem porty europejskie są wśród najbardziej efektywnych i najtańszych portów świata.

"W Europie koszt obsługi jednego kontenera wynosi 100 dolarów, a  w USA dwa razy więcej. Dalsza liberalizacja jest nieuzasadniona i  spowoduje to, że będą wygrywać cwaniacy" - dodał, nie mówiąc, kogo ma na myśli.

Zdaniem Lesiaka, według urzędników unijnych swobodny dostęp do usług portowych oznacza, że armatorzy statków i operatorzy liniowi będą mogli wykorzystywać do przeładunków dowolnie wybrane firmy lub nawet zmuszać do ich wykonywania załogi statków.

W jego opinii, jeśli dojdzie do sytuacji, kiedy do obsługi przeładunków weźmie się ludzi "z ulicy", da to oszczędności m.in. spółkom przeładunkowym, ale z drugiej strony obniży się jakość wykonywanych usług portowych.

Lesiak uważa, że zapis w projekcie dyrektywy zezwalający na rozładunek przez załogi statków jest pogwałceniem ratyfikowanej przez Polskę konwencji Międzynarodowej Organizacji Pracy. Mówi ona, że tylko zarejestrowani pracownicy portowi mają prawo do wykonywania prac przeładunkowych.

Według Lesiaka, nadmierne przemęczenie załóg pływających zagraża przekroczeniem norm czasu pracy. "Na pewno wpłynie to na bezpieczeństwo i jakość wykonywania przeładunków, a także na  bezpieczeństwa żeglugi morskiej" - zaznaczył.

Polscy dokerzy jako jedyni z nowych państw unijnych przyjechali do Strasburga. Większość stanowią dokerzy ze starych państw UE, m.in. z Francji, Belgii, Niemiec, Holandii, Włoch.

Zwolennicy liberalizacji przekonują, że wzrost konkurencyjności przyczyni się do rozwoju usług i tworzenia nowych miejsc pracy, podczas gdy przeciwnicy obawiają się pogorszenia warunków pracy i  wzrostu bezrobocia.

Zatrudnianiu załóg statku przy rozładunku i załadunku sprzeciwiają się jednak nie tylko strajkujący dokerzy, ale i  większość europosłów.

"Nie możemy dopuścić, by prace dokerskie były wykonywane przez niewykwalifikowany personel" - powiedział PAP francuski socjalista Henri Weber. "W pełni solidaryzujemy się ze strajkującymi dokerami" - dodał niemiecki eurodeputowany z frakcji zielonych Michael Cramer.

Eurodeputowani uważają, że samozatrudnianie może spowodować chaos w pracach portów, gdyż niemożliwe jest regulowanie, kto ma  pierwszeństwo w użytkowaniu wspólnych stref, wspólnych dźwigów i  nabrzeży, załadunku pociągów. Część posłów przeciwna jest też liberalizacji tzw. usługi pilotażu, gdyż - jak mówią - wiedza pilota na temat wód i doświadczenie w holowaniu różnych typów statków są warunkiem zapewnienia bezpieczeństwa, gdy statki pokonują wewnętrzne i zewnętrzne drogi wodne.

Lesiak powiedział, że z posiadanych przez niego informacji wynika, iż część polskich eurodeputowanych zadeklarowała odrzucenie dyrektywy podczas głosowania.

Kontrowersyjny projekt dyrektywy w sprawie dostępu do rynku usług portowych trafia do Parlamentu Europejskiego już po raz drugi, po  tym jak dwa lata temu eurodeputowani w całości go odrzucili.

Debata w tej sprawie odbędzie się we wtorek, zaś głosowanie - w  środę. Nawet jeśli posłowie przyjmą w środę dyrektywę, to wciąż czekać ją będzie jeszcze długa droga, zanim ewentualnie wejdzie w  życie - drugie czytanie i zapewne procedura pojednawcza z Radą UE (rządami państw Unii Europejskiej).

Przeciwko dyrektywie w poniedziałek dokerzy strajkowali też w  portach europejskich od Kopenhagi po Marsylię, od Antwerpii po  Ateny. W Polsce nie odbyły się strajki, a tylko spotkania informacyjne.

ss, pap