Nic się nie stało

Nic się nie stało

Dodano:   /  Zmieniono: 
Ferenc Gyurcsany jeszcze zanim Węgrów przeprosił, rozgrzeszenie uzyskał z Brukseli.
Premier Węgier przetrwał, jednak jego kariera chyli się ku końcowi. Jego odejście i tak by wiele nie zmieniło, będąc jedynie symbolicznym zwycięstwem opozycji z Viktorem Orbanem na czele. Sam szef Fideszu nie zamierza na razie brać się za władzę. Finanse państwa są w opłakanym stanie, a polityczne koszty ich naprawy będzie ponosił urzędujący premier. Dlatego Orban od początku optował za rządem fachowców licząc, że wprowadzone przez niego dotkliwe reformy zwrócą wyborców w stronę jego ugrupowania.

Najciekawsza w całej obronie Gyurcsany'ego była postawa Brukseli. Ta przyjęła jego tłumaczenia z wielkim uznaniem. Wszak Gyrcsany był szczery. To wystarczyło, by skompromitowany premier uzyskał pełne poparcie Komisji Europejskiej. Niech nikomu nie przyjdzie do głowy, że komisja chciała w ten sposób bronić Węgrów przed prawicowym wywrotowcem Orbanem.

Cały kryzys wiele powiedział nam także o naszej środkowoeuropejskiej kondycji. Głosy Zachodu są tu najciekawsze. Dowiedzieliśmy się, że mamy turbulencje, nie pasujemy do europejskiego garnituru i w ogóle marnie u nas z kulturą polityczną. Z tym ostatnim w regionie rzeczywiście źle. Niedawno upadł rząd Mirka Topolanka w Czechach, trwa kryzys w Warszawie, a Robert Fico ze Słowacji co rusz musi się tłumaczyć ze słów koalicjanta Jana Sloty. Na Zachodzie takie kryzysy zdarzają się dość często (niedawno przez miesiąc paliła się francuska ulica), jednak to nam młodym demokracjom grozi pukający do naszych drzwi faszyzm i homofobia. Na szczęście jest Komisja Europejska.