Buty Fidela

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fidel Castro ledwie zipie, licząc ostatnie rewolucyjne minuty, a w jego butach chodzi już Hugo Chavez, który rewolucję wypisuje sobie na ustach.
Hugo Chavez przeszedł metamorfozę. Z ludowego trybuna, przedstawiciela biedoty i symbolu twardej ręki, mającej zatrzymać grabież majątku narodowego zamienił się w lewicowego rewolucjonistę. Ale nie w takiego, który niszczy zastany porządek społeczny. Musiałby bowiem Chavez wystąpić przeciw sobie. Zgodnie ze znanymi z lewicowych rewolucji regułami, rewolucja Chaveza, zwana boliwariańską jest skierowana przeciw diabłu największemu, czyli Ameryce i jej wszystkim niecnym wspólnikom. Ma uderzyć kapitalistów tam, gdzie najbardziej boli, czyli po kieszeniach.

Paradoksem Hugo Chaveza jest to, że mimo wyzwisk jakie codziennie posyła USA i całemu Zachodowi, nie ma on innego wyjścia i musi z tą Ameryka handlować. Sprzedaż ropy to główne źródło utrzymania Wenezueli i główne paliwo boliwariańskiej rewolucji. Bez handlu ropą nie byłoby Chaveza. Sposób na kapitalistów jest prosty: trzeba więc wywłaszczyć!

Tym sposobem Hugo Chavez wszedł na drogę Kuby Fidela Castro. W Wenezueli nie zainwestuje już nikt. Tylko w ciągu jednego dnia indeks wenezuelskiej giełdy spadł o 20 proc. Ten kapitał już wyparował, inwestorzy pamiętają, że wywłaszczenie oznacza stratę. Dla wenezuelskiego przemysłu petrochemicznego oznacza to koniec rozwoju. Bez technologii i know-how wydobycie ropy będzie powoli spadać, a popyt, jak przewidują eksperci, w najbliższych latach będzie maleć. Caracas, jak dziś Hawana, za kilka lat będzie stawał się skansenem politycznych eksperymentów wenezuelskiego przywódcy. Tylko tyle i aż tyle. W ramach ciekawostki. Według badań Wenezuelczycy "boliwariańską rewolucję" rozumieją jako "projekty opieki społecznej". Mało kto chce, by kraj podążał drogą Kuby. Tyle, że pierwszy krok został już zrobiony.