Borys Szyc nie mógł sobie sprawić lepszego prezentu na 40. urodziny niż udział w filmie Pawła Pawlikowskiego, reżysera, który osiągnął historyczny sukces, najpierw zdobywając Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego za „Idę”, a teraz statuetkę dla najlepszego reżysera w Cannes. Polski hurraoptymizm od początku nakazywał nam oczekiwać Złotej Palmy, ale prawda jest taka, że na Lazurowym Wybrzeżu mówiło się najwięcej o trzech walorach produkcji: aktorstwie, muzyce i pieczołowitej reżyserii właśnie. Wcielającej się w Zulę Joannie Kulig wróżono nagrodę aktorską, która zdawała się pewna aż do przedostatniego dnia, kiedy pokazano „Aykę” Siergieja Dworcejowa z genialną rolą Samal Jesljamowej – i to ją wyróżniono. O muzyce Mazowsza pisano jako o odkryciu – dziennikarze i blogerzy, którym udało się zidentyfikować utwory na YouTubie, wrzucali do nich linki w mediach społecznościowych, niektórzy próbowali zmierzyć się z tematem opisowo – choćby francuska recenzentka zachwycała się utworem „Ojojoj”, gdy w rzeczywistości chodziło o „Dwa serduszka”. Od czasu „Czerwonego” Krzysztofa Kieślowskiego z muzyką Zbigniewa Preisnera nie było festiwalu, na którym tyle mówiłoby się o Polsce. Borys Szyc i operator Łukasz Żal, nominowany do Oscara za „Idę”, nie mają wątpliwości, że z tego względu „Zimna wojna” jest idealnym filmem na stulecie niepodległości kraju.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.