Gdańsk, 9,5 tys. widzów na Ergo Arenie. Połowa z nich to dzieci. Te, które mają przynajmniej 14 lat, mogły przyjść tutaj same. Ale młodszych, z siedzącymi obok rodzicami, nie brakuje. Jest 22.46, do oktagonu, czyli ośmiokątnej klatki, w której walczą zawodnicy mieszanych sztuk walki, wchodzi youtuber Mateusz Krzyżanowski. 24-latek, znany w sieci jako Mini Majk, zdobył popularność głównie ze względu na swoje 131 cm wzrostu. Chwilę później do hali wypożyczonym mclarenem wjeżdża 18-letni Marek Kruszel, znany jako Lord Kruszwil. To samozwańczy milioner, wykwit internetu, który pokazuje w sieci, jak podciera się banknotami albo topi telefon w whisky. Karzeł z lordem mają się bić. Konferansjer rzuca, że „z oczywistych względów kopnięcia w głowę są niedozwolone”. Rozlega się pisk. Dzieci skandują ksywki swoich idoli, których do tej pory znały tylko z YouTube’a. Gong i pierwsza wymiana ciosów. – Dawaj, Marek! Rozp…dol go! – krzyczy ktoś do Lorda Kruszwila. Ten musi się pochylać, żeby wycelować w głowę niższego o prawie 40 cm rywala. – Trzymaj go za łeb i nap… dalaj! – słyszy z trybun. Jak usłyszał, tak zrobił. Kruszwil wali w głowę Mini Majka jak w bęben. Leje się krew. Trwająca dwie rundy walka po niespełna pięciu minutach dobiega końca. Mini Majk nie wytrzymuje.
Przegrywa przez techniczny nokaut. Publiczność wygwizduje zwycięzcę. – Z karłem czy nie z karłem, wygrałeś – znajomy pociesza Kruszwila. Mini Majka porażka boli. – Mniejszy zasięg rąk, długość nóg robi swoje – tłumaczy się po walce. Tak wyglądała ostatnia gala Fame MMA. To niechciane dziecko mieszanych sztuk walki – dyscypliny sportowej, w której zamknięci w klatce zawodnicy reprezentujący różne style mają do dyspozycji praktycznie wszystkie chwyty. Ale Fame MMA nie ma ze sportem nic wspólnego. Tutaj walczy patostreamer, który publicznie chwalił zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Walczy instagramerka, która zdobyła popularność, chwaląc się seksem grupowym z raperami, mówiąc: „Z tym się jeb…m, z tym się ruch…m, temu obciąg…m”. Tutaj walczy samozwańczy raper, który zasłynął filmikiem z wywiadu, na którym był tak pijany, że wywiad skończył pod stołem, leżąc we własnych wymiocinach. Fame MMA to połączenie cyrku, wrestlingu i patologii. To świat, który trudno zrozumieć dorosłym, bo walczący tu ludzie są idolami ich dzieci. To one oglądają filmiki zawodników, na których ci pokazują, jak biją swoją matkę, uprawiają seks z dziewczyną albo upijają się do nieprzytomności. Ale YouTube to lizanie lodów przez szybę. Nastolatki pragną przecież zobaczyć swoich idoli na żywo. Najlepiej zamkniętych w klatce, łamiących sobie kości i broczących krwią. Byliśmy na trybunach Fame MMA 5.
Festiwal silikonu i testosteronu
Gale oparte są na prostym patencie. Chodzi o to, by szokować, bazując na najniższych instynktach. W klatkach konfrontuje się zatem ludzi wulgarnych, kontrowersyjnych albo po prostu dziwnych. Żeby nikt nie zarzucił twórcom show propagowania patologii, pojedynki patostreamerów przeplatane są walkami ludzi, którzy jakiś kontakt ze sportem jednak mieli. Ale to głównie odszczepieńcy, zawodnicy, których nie chcą poważniejsze federacje, bo albo nie osiągnęli jeszcze takiego poziomu, żeby walczyć na serio o tytuły, albo powinni już myśleć o sportowej emeryturze. Organizatorzy nie mają sobie zresztą nic do zarzucenia. – Dlaczego ta walka miałaby być określona jako „przekroczenie granicy dobrego smaku”? Dlatego, że uczestniczyła w niej osoba z takim stopniem niepełnosprawności? Karłowatością? Czy ta choroba wyklucza możliwość udziału w walce, uprawiania sportu, jakim jest MMA? Myślę, że Mateusz stanowczo udowodnił, że nie. Walczył bardzo dzielnie i bardzo niewiele zabrakło mu do zwycięstwa.
Podziwiam wielkiego ducha naszego zawodnika i bardzo szanuję go za to, czego dokonał – motywuje sens pojedynku Mini Majka z Lordem Kruszwilem Krzysztof Rozpara, współorganizator gali. Ale Fame MMA to nie tylko walki. W przerwach ostatniej gdańskiej gali odbyły się np. dwa pokazy mody. – Festiwal silikonu i testosteronu. Tylu kobiet ze sztucznym biustem na metr kwadratowy jeszcze w życiu nie widziałem – skomentował występ jeden z widzów. Były też koncerty gwiazd z YouTube’a. Duet Letni Chamski Podryw świętował 10-lecie „pracy artystycznej”.
O doniosłości tego dorobku najlepiej świadczy tytuł ich albumu – „Fabryka kisielu”. Rapował też Malik Montana, który do jednego z teledysków zaprosił Słowika, byłego szefa mafii pruszkowskiej. Między sektorami przechadzała się połowa polskiego internetu: influencerzy, instagramerzy, youtuberzy. Rewia gwiazd, idoli nastolatków. Wszyscy na wyciągnięcie ręki.
– Co to za kolejka? – pytamy. – Tam jest dziewczyna Kruszwila. Można sobie z nią zrobić zdjęcie – odpowiada nastolatka. Dziewczyna Kruszwila, czyli Karolina Dumała, przedstawia się w sieci jako „międzynarodowa modelka”. Pytamy, jak reaguje na fanów ustawiających się w kolejkach po autograf. – Bycie autorytetem zawsze było moim marzeniem. Nie sądzę, by wianuszek fanów coś zmienił w mojej osobowości. Przepraszam, głos mi drży, tak stresuję się walką Marka – odpowiada nastolatka. Inna kolejka. Dzieci przepychają się, by zrobić selfie z idolem. – To Adrian Polański, też walczył w klatce. Nie kojarzy pani? A tam stoi Paweł Svinarski, dalej Mateusz Trąbka. Nie znacie ich? Przecież są na YouTubie – mówi grupka chłopców.
Od lowelasa do biznesmena
Poznańska spółka Fame MMA, która organizuje walki dziwaków, mimo tego, że została założona dopiero w połowie zeszłego roku, za cały 2018 r. już zdążyła wypracować imponujące 3,6 mln zł przychodów. Z tego grubo ponad pół miliona złotych stanowi sam zysk netto. Kto stoi za tą firmą? Pomysł na organizowanie walk typu freak show w Polsce zrodził się w głowie Wojciecha Goli, który sam wystąpił w dziewięciu edycjach emitowanego na antenie MTV Polska reality show pt. „Warsaw Shore: Ekipa z Warszawy”. Mimo kilku lat na antenie program wciąż budzi kontrowersje. Na czym polega? W skrócie: kilkoro młodych, wyzwolonych seksualnie, żądnych sławy ludzi zamyka się w jednym domu, zapewnia się im morze alkoholu i loże w dyskotekach.
Uczestnicy piją, kłócą się i uprawiają seks, czasem organizując nawet wyzwania, kto „zaliczy” więcej erotycznych wyskoków w czasie jednego sezonu. Gola też to robił, ale po czterech latach obecności w programie nagle, na początku 2018 r., zdecydował się z MTV rozstać. „Muszę iść do przodu. Myślę, że jestem już trochę tym zmęczony. Nadszedł czas, żeby wydorośleć” – tłumaczył swoją decyzję. Już wtedy wiedział, że chce zarabiać na wysyłaniu do klatek cyrkowców polskiego show-biznesu, takich jak kaleczące „Mazurka Dąbrowskiego” siostry Godlewskie albo Marta Linkiewicz. Ta ostatnia, znana jako Linkimaster, ma na Instagramie ponad milion obserwujących. Bez żenady sama nazywa się patoinfluencerką i publikuje w sieci filmiki, jak robi sobie kartą kredytową ścieżkę z białego proszku. W ostatniej gali Fame MMA Linkiewicz teoretycznie nie brała udziału, jednak weszła do klatki, by stanąć naprzeciwko Luxurii Astaroth, celebrytki, która oprócz roli w jednym z teledysków, gdzie ubija masło, zasłynęła też tym, że w sieci pokazywała się pijana. – Wróciłam z odwyku – obwieściła w klatce. Linkiewicz jej odpowiedziała: – Więcej nie dam dupy w oktagonie, wyzywając ją w ten wysublimowany sposób na pojedynek. Magdalena, mama 13-letniego Maćka: – Chciał zobaczyć swoich idoli, przyjechaliśmy z Rumii. Ale jestem tu nie tylko z powodu syna, sama lubię na to popatrzeć. Przemoc? Na razie nie ma tragedii. Teraz polujemy na uczestników „Warsaw Shore” – tłumaczy, dlaczego przyszła z synem na galę. – Syn to też ogląda? – pytamy. – Nie. Ja jestem fanką. Chcę poprosić Wojtka [Golę – red.] o autograf – mówi kobieta w średnim wieku.
Trzy tysiące złotych na sekundę
Oprócz Wojciecha Goli i Krzysztofa Rozpary za spółką zarabiającą miliony złotych na walkach patocelebrytów stoją jeszcze dwie osoby. Dużą część udziałów objął 37-letni Rafał Pasternak. To wielkopolski biznesmen, który prowadzi spółkę transportowąSwift z siedzibą w małej wiosce Promno między Gnieznem a Poznaniem. Dysponuje 50 ciężarówkami, które rozwożą towary po całej Unii Europejskiej. Tylko w zeszłym roku firma przyniosła mu ponad 15,8 mln zł przychodów. Mniejszą część udziałów objął również Boxdel, popularny polski youtuber. Kanał 23-letniego Michała Barona subskrybuje prawie półtora miliona widzów. Jego filmiki na YouTubie odtworzono do tej pory ponad 17 mln razy. Na początku tego roku Baron postanowił usunąć wszystkie materiały, na których pokazywał ciekawostki ze świata i nieznane fakty o sławnych ludziach. Skasował swoją twórczość na znak protestu przeciwko surowym algorytmom YouTube’a, które często niesłusznie blokują treści.
Długo jednak obrażony nie był, bo od paru miesięcy znów jest na YouTubie, gdzie publikuje filmy związane z kolejnymi galami Fame MMA. To właśnie Boxdel walczył w pierwszej edycji Fame MMA, zorganizowanej 30 czerwca zeszłego roku w Koszalinie. Ale wtedy nie było jeszcze takiego rozmachu. Kolejne edycje odbywały się już na bogato. Ta zorganizowana w marcu tego roku w łódzkiej Atlas Arenie miała kosztować według twórców „dużo, dużo więcej niż 500 tys. zł”. Szacuje się, że koszty mogły pochłonąć nawet 3 mln zł. Oprócz wynajęcia hali, samej oprawy, ochrony czy studia, duża część wydatków idzie też na wynagrodzenia dla zawodników. Chociaż są one objęte tajemnicą, to spekuluje się, że np. Marta Linkiewicz mogła dostać za wygraną z siostrą Godlewską nawet 150 tys. zł. Kobiety walczyły w klatce dokładnie 47 sekund, wychodzi więc na to, że każda sekunda tego pojedynku mogła dać jej ponad 3 tys. zł. Monika „Esmeralda” Godlewska, niedoszła piosenkarka i słynąca z jazdy po pijanemu celebrytka, przed tygodniem stoczyła drugą walkę w oktagonie.
Tym razem położenie jej na deskach zajęło rywalce Godlewskiej, czyli Ewel0nie (bohaterce „Warsaw Shore”, koleżance Goli), nieco ponad minutę. Jednak zanim panie zafundowały publiczności bijatykę na poziomie popularnych kiedyś walk w kisielu, postanowiły podgrzać atmosferę widowiska. Uznały, że najlepiej zadziałają publikowanie w sieci obraźliwych filmików i walka na wyzwiska w czasie oficjalnych konferencji poprzedzających Fame MMA. Bo o to w tym wszystkim też chodzi: by w mediach społecznościowych najpierw rozpętać burzę i nakręcić spiralę nienawiści. Niezależnie od tego, czy zawodnicy w prywatnym życiu się lubią, czy nie lubią. Wszyscy przecież wiedzą, że publika nie żąda tutaj sportu, tylko sensacji. Chodzi więc o to, żeby przed galą naprodukować tyle kontrowersji, ile się tylko da. To nakręca sprzedaż biletów. Duża część zysków spółki Fame MMA pochodzi oczywiście tradycyjnie ze sprzedaży wejściówek. Galę w Ergo Arenie obejrzało 9,5 tys. ludzi. Wcześniejszą, w łódzkiej Atlas Arenie – 10 tys. widzów. Za jedną wejściówkę trzeba było zapłacić od kilkudziesięciu złotych do nawet 900 zł za pakiet VIP. Doszły też zyski z transmisji gali w systemie pay per view. Wojciech Gola poinformował, że podczas łódzkiej gali pobito europejski rekord sprzedaży PPV. Dostęp do transmisji kosztował średnio ok. 20 zł. Mówi się, że wydarzenie mogło oglądać nawet 180 tys. osób. Wychodzi więc niecałe 3,6 mln zł przychodów z samej transmisji. Do tych wpływów dochodzą też pieniądze od sponsorów. Jednym z najbardziej znanych jest kontrolowana przez cypryjską spółkę firma bukmacherska LV Bet.
Dla twórców Fame MMA Polska to za mało. Niedawno opublikowali już pierwszą zapowiedź gali, która 14 grudnia ma się odbyć w Newcastle. W szranki staną gwiazdy tamtejszej edycji show MTV, tego samego, dzięki któremu sławę zdobył Gola. Ale skąd wziął się pomysł na to, żeby freak fighty, czyli walki dziwaków, w ogóle organizować?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.