Tupanie nogami

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jest różnica, i to wcale nie dyskretna, między obrażaniem się a wzdęciami godnościowymi. „Obama obraził naród Polski” – wzdął się Prezes. A potem nie poszedł na spotkanie z polskim prezydentem, też czymś dotknięty. Są ludzie, którzy myślą urazami. One nimi rządzą. Oburzenie się na „polskie obozy” zasadne, lecz tupanie, szczególnie gdy takie krótkie, śmieszne. Z Putinem mamy wojnę na całego od czasu, gdy strącił nam samolot. Teraz jak Obama nie przeprosi, otwieramy drugi front. Wielka jest moc PiS.
Język zdradza ułomne myśli. Ale „polskie obozy" to przede wszystkim nieszczęśliwy skrót, kiepsko, że weszło tam w język. Z języka ciężko coś wyrugować, gdy się już zadomowi. Jedyna szansa, że zjawisko obejmie polityczna poprawność. Prezydentowi USA ani jego słuchaczom nie przyszło do głowy, że Polacy wymyślili te obozy i je obsługiwali. Ale młodym wszystko miesza się w głowie. Dziś, na szczęście i niestety, głównym źródłem informacji o historii jest film, a nie gadanie Obamy. Przy okazji z oczu znika istota sprawy, choć zamordowania miliona dzieci i tak nikt nie pojmie, gdy zabójstwo jednego nie mieści się w głowie. To wszystko fatalnie połączyło się z filmem w BBC o polskim stadionowym rasizmie i z niemądrą wypowiedzią angielskiego piłkarza... „Polskie obozy” są nieprawdą, a prawdą nasz stadionowy rasizm. Kibice nie mordują żydów, też dlatego, że to już zostało załatwione, oni najchętniej mordowaliby siebie nawzajem. Władza ułomnie z tym walczy. Dlatego inni do tego się wzięli.

Jeśli wpadka Obamy jest okazją, by z „polskimi obozami" zrobić porządek, to może z kibicami też by można... Oto kibic zwany Staruchem, ulubieniec PiS i autor „Gazety Polskiej” aresztowany z kilkudziesięcioma kibicami, którzy, jak się podejrzewa, tworzyli grupę przestępczą. Pamiętam Zbigniewa Romaszewskiego, gdy mówił o Staruchu tonem serdecznym, „pan Staruch”, jak przed laty z czcią wypowiadał nazwiska prześladowanych przez komunistyczny reżim. Wedle niego prokuratura pewnie znowu na usługach reżimu.

*

W Instytucie Psychiatrii poczucie, że zdrowych i chorych dzieli cienka czerwona linia. Niełatwo tam było zawieźć znajomą mej mamy. Przestała jeść, wygląda jak więzień niemieckiego obozu zagłady. Za to jej kot coraz grubszy i zawsze uśmiechnięty. Dawno tu nie byłem, patrzę przez okno, drzewa urosły. Myślę: ludzie ludziom zgotowali taki los, a ona sobie sama. Przestała jeść ze strachu przed śmiercią. Zaparcia wydawały się śmiertelne, więc nie wolno dawać jelitom okazji, by trawiły. Żołądek odzwyczajony od pracy nie toleruje jedzenia, co potwierdza: nie wolno jeść! Zamyka się błędne koło. Na jego obrzeżu przykucnęły hipochondryczne lęki. Każde błędne koło ma jednak w środku czarną dziurkę, a ona zaczyna kusić. Ale to nie takie proste przecisnąć się przez nią w nicość. Instynkt życia to potęga. Dzwonię do znajomego lekarza i załatwiam szpital. Ona: nie ma mowy, jest przecież kot. Kto go weźmie. Trzeba zabić, ale jak? Mówię: wezmę kota. Słucham swych słów. jakby mówił je ktoś za mnie. A myślę: kota, nie ma mowy. „Dotknij go" – mówi. Dotykam, a on częstuje mnie pazurem... Kota będzie karmić dozorczyni, gdy my lądujemy na izbie przyjęć. Uwielbiam izby przyjęć. Samo życie.

*

Wiozę Maję Komorowską jako jej podpora duchowa na wręczenie nagrody. Kierowca limuzyny chce pokazać, jakie wóz ma możliwości, w kilka sekund dochodzi do setki. Mam coś w zębach. To chyba żołądek. Wpycham go na powrót. Maja znosi to dobrze, przejęta tym, co ją czeka. Nie znosi publicznych sytuacji ani nagród. Oto aktorka paradoksalna.

Kiedy w stanie wojennym siedziałem w Białołęce, Maja przyjeżdżała do nas jako matka miłosierdzia, rozkładała skrzydła i wszystkich otulała. Nawet strażników. Przed Wigilią zarządziła dzielenie się z nimi opłatkiem. Nie miałem z tym problemu. Po latach dzieci tych strażników będą nas witać w tej samej Białołęce, jako męczenników, zwiedzaliśmy więzienie też razem. Tak się porobiło...

Po latach rozmowy z ludźmi bliskimi mają taki sam scenariusz. Zadumanie, jak wielu znajomych choruje i umiera. O polskich głupotach i zimnej wojnie domowej. O inwazji nowej cywilizacji, która staje nam się obca i czyni takim świat. W końcu: komercjonizm jako nowy totalitaryzm...

Akt rozstrzeliwania w blasku fleszy. Pluton strzela z przyklęku. Myślę, a potem jej szepcę na ucho: „Te wszystkie obchody, nagrody, owacje to tylko próba heroiczna, acz beznadziejna uwznioślenia chwili i jej zatrzymania. Lśniący akt rozpaczy i bezradności wobec przemijania. A wszystko zostanie i tak przez czas unieważnione". Mówi: – „Tak. Na amen...”. Amen.

Więcej możesz przeczytać w 23/2012 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.