Chce obalać rząd, ale mówi, że brzydzi się polityką. Chce radykalnych zmian, a nie przedstawia żadnego pomysłu. Powtarza tylko jak obrażona panienka, że go nie chcą słuchać, że go lekceważą, nie zapraszają, ignorują. Duda ma kłopot, przypomina bardziej politycznego celebrytę niż działacza związkowego. A celebryta musi błyszczeć i szokować. Więc wymyślił sobie, że teraz czas na rządy ludu poprzez referenda. Rzuca hasła, że w ten sposób lud skróci nawet kadencję obecnego rządu. Jak? Tego nie powie. Czysty, klasyczny populizm.
W Polsce referenda to polityczny spektakl i propaganda. To podpuszczanie ludzi, zwykłe podbijanie bębenka. A idee Dudy przypominają mi aspiracje Krzysztofa Kononowicza, który zabiegając o poparcie, deklarował: „Chcę, żeby pieniążki z UE wpływały do Białegostoku i do Warszawy, i do całej Polski. Bo Polska musi być bogata, uczciwa i rzetelna. Jako poseł UE zrobię ład i porządek”.
Dlaczego nie zrobić referendum: „Czy chcesz, żeby pieniążki z UE wpływały do Białegostoku i do Warszawy, i do całej Polski?”. Wystarczyłoby zebrać – jak proponuje przewodniczący „Solidarności” – milion podpisów i przegłosować w referendum.
A poważniej trochę – można też zapytać jak 1987 r.: „Czy jesteś za pełną realizacją przedstawionego Sejmowi programu radykalnego uzdrowienia gospodarki, zmierzającego do wyraźnego poprawienia warunków życia, wiedząc, że wymaga to przejścia przez trudny dwu-, trzyletni okres szybkich zmian?”. Róbmy referenda – po nas choćby potop!
Archiwalne wydania Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Komentarze
Jak ukarani zostali ci, którzy będąc w sejmie coś ludziom obiecali i nie dotrzymali słowa?
A jak się do dziś poprawiło wyborcom?
Kononowicz to... Kononowicz, a Duda to zaskoczony rzeczywistością populista, którego robotnicy pytają, gzie są te obiecane wzrosty wynagrodzeń? Musi robić rewolucję robotniczą, ale nie ma pomysłu, jak przy tym nie naruszyć młodego kapitalizmu. Wydaje mi się, że doszedł do wniosku, że trzeba zrobić... coś i guzik już go obchodzi, co będzie potem. Oczywiście co będzie z robotnikami. Wydaje się, że on, jak i jego poprzednik w funkcji, jakoś wyląduje...
To... egzotyka.
Wydaje mi się, że ciekawa by była inna analiza.
Czy tych, którzy są w sejmie interesują jeszcze wyborcy?
Jak sprawić, żeby ich to obchodziło?
Jak doprowadzić do stanu, w którym wyborca wyciągnie hasła wyborcze z ostatniej kampanii, sprawdzi co nie zostało zrealizowane? Żeby powiedział wreszcie: państwu już dziękujemy i to niezależnie od tego czy stoją po tej stronie, a może tam gdzie kiedyś stało zomo.