Angela Merkel siedziała w saunie, gdy 9 listopada 1989 r. rozentuzjazmowane tłumy berlińczyków ze wschodu i zachodu zaczęły rozwalać mur. Pani doktor fizyki z ciepłą posadką na wschodnioberlińskiej Akademii Nauk nie angażowała się zbytnio w historyczne zawieruchy. Do polityki weszła, kiedy muru już nie było. Gdy zapukała do biura Przełomu Demokratycznego – jednej z konserwatywnych grup, które powstały wtedy w upadającej NRD – z miejsca zrobiła dobre wrażenie, bo jako jedyna wiedziała, jak połączyć komputery enerdowskie i zachodnie w jedną sieć. Niewiele później została zastępcą rzecznika pierwszego niekomunistycznego i zarazem ostatniego rządu sowieckich Niemiec.
Dziś wedle wszelkich zestawień jest najpotężniejszą kobietą świata. „Forbes” daje jej drugie miejsce, po Baracku Obamie, na liście najbardziej władnych ludzi na planecie. „Żelazna Kanclerz”, „Matka Chrzestna”, „Królowa Europy” – to najczęstsze tytuły nadawane jej w europejskiej i światowej prasie.
Archiwalne wydania Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Komentarze
Zresztą to co niektórzy nazywają komunizmem to jest duża wyobraźnia + wrażliwość na problemy biednych ludzi. Ci "biedni ludzie " też mają prawo do GODNEJ pracy i zapłaty !
Ci co "wspomagają" biedaków przez jałmużnę to robią z z nich ŻEBRAKÓW a nie obywateli.
Człowiek to brzmi dumnie jak ma godność, jak jej nie ma to nie jest człowiekiem...
A jak chodzi o gospodarkę to Niemcy są zdyscyplinowani, punktualni tak jak Chińczycy.