Kalejdoskop kulturalny

Kalejdoskop kulturalny

Dodano:   /  Zmieniono: 

KSIĄŻKA

Zderzenie światów

Gdzieś na krańcu galaktyki leży ściśle izolowana planeta, z której nikt nie może wyjechać i na którą nikt obcy nie może się dostać. Istnieje jeden wyjątek od tej reguły – niewielka faktoria handlowa międzygwiezdnej korporacji, ulokowana na sztucznym satelicie. Planeta leży daleko od głównych szlaków, wszelkie informacje docierają tu z wieloletnim opóźnieniem. Personel faktorii, przeżarty korupcją i nudą, zniechęcony obcością zamkniętej cywilizacji i przedłużającym się rozstaniem z odległą ojczyzną, nie zdaje sobie więc sprawy, że międzygwiezdna korporacja zbankrutowała, a satelita stał się ziemią niczyją. Science fiction? Skądże. To czysta prawda. Wystarczy izolowaną planetę nazwać Japonią, korporację – Holenderską Kompanią Wschodnioindyjską, satelitę – sztuczną wysepką Dejima przylegającą do portu w Nagasaki, a moment dziejowy określić na rok 1799. Ówczesne relacje między niderlandzkimi kupcami a Japonią epoki Edo istotnie przywodzą na myśl space operę o pierwszym kontakcie z Obcymi. W tym osobliwym miejscu na pograniczu światów David Mitchell umieścił fabułę „Tysiąca jesieni Jacoba de Zoeta”, jednej z najlepszych powieści historycznych ostatnich lat, zadając przy okazji dość niewygodne pytanie: kto tu właściwe jest Obcym? Urodzony w 1969 r. Mitchell już od dawna nie uchodzi w Wielkiej Brytanii za młodego, zdolnego prozaika na dorobku – to uznana firma, twórca ambitnych, świetnie napisanych (i dwukrotnie nominowanych do Nagrody Bookera) bestsellerów, ktoś w rodzaju brytyjskiego Murakamiego. O ile jednak Murakami wciąż od nowa pisze tę samą książkę, o tyle Mitchell zmienia się niczym kameleon: zaczynał od futurystyczno-onirycznych powieści eksperymentalnych, potem przyszedł monumentalny „Atlas chmur” – raczej naiwnie i krzywdząco, choć wystawnie zekranizowany przez Toma Tykwera i rodzeństwo Wachowskich – autobiograficzne „Konstelacje”, gorzka rzecz o dojrzewaniu w thatcherowskiej Anglii, w 2010 r. zaś wspomniane już „Tysiąc jesieni Jacoba de Zoeta”, brawurowe połączenie romansu, powieści przygodowej oraz historii o zderzeniu kultur i duchowej wolności. Z Murakamim łączy Mitchella jeszcze coś: dogłębna znajomość Kraju Kwitnącej Wiśni. Jego żona jest Japonką, on sam spędził tam blisko dekadę. Stąd zapewne bierze się wiarygodność tej prozy, ani przez chwilę nie ma się bowiem wrażenia, że pisarz szafuje orientalną scenografią. Japonia Mitchella to nie kiczowata dekoracja, lecz realistyczny obraz malowany bogatą paletą półcieni. Piotr Kofta

TEATR

Dwóch zgryźliwych tetryków

Słoneczni chłopcy” Neila Simona, komedia na granicy farsy, to idealny literacki materiał na dwa aktorskie benefisy. Tak dzieje się w spektaklu w reżyserii Olgi Lipińskiej, powracającej po sześciu latach na deski teatru. Tekst autora m.in. „Słodkiej Charity” i „Dziwnej pary” jest zręczny i dowcipny, realizacja poprawna, a warszawska publiczność gromko oklaskuje Krzysztofa Kowalewskiego i Piotra Fronczewskiego. Od pierwszych minut czuje się zresztą tę specjalną aurę zachwytu ich aktorstwem. Każda zabawna kadencja Fronczewskiego jest witana głośnym śmiechem, a udany bon mot owacją. Klasyczny teatr gwiazdorski. Czy to źle? Teatr musi być różnorodny, nie każdy kocha awangardę, a przedstawienie Olgi Lipińskiej jest uczciwe: nie udaje niczego więcej, niż zapowiada. „Słoneczni chłopcy” opowiadają o spotkaniu dwóch zapomnianych komików wywodzących się ze złotej ery amerykańskiego wodewilu: Willy’ego Clarka i Ala Lewisa. Skuszeni atrakcyjnym finansowo kontraktem próbują zażegnać wieloletni konflikt i raz jeszcze stanąć przed telewizyjnymi kamerami ze swoim najlepszym skeczem. Pierwsza część przedstawienia to przede wszystkim dowcipne repliki zarozumiałych, przebiegłych, ale przede wszystkim samotnych mężczyzn, którzy za zasłoną rubasznego komizmu kryją desperację. Kowalewski i Fronczewski bezbłędnie wyczuwają proporcje pomiędzy śmiesznością a tragizmem, bulwarem a nostalgią. Tym bardziej szkoda, że w drugim akcie Lipińska psuje to dobre wrażenie, mechanicznie wprowadzając pozbawione wdzięku reminiscencje z „Kabareciku”. Ale nostalgiczna, wspaniale wykonana końcówka „Słonecznych chłopców” oznacza na szczęście powrót do tradycyjnego, modelowego teatru gwiazdorskiego. Znikają wątpliwości, pozostaje wzruszenie. Łukasz Maciejewski

„Słoneczni chłopcy”, reż. Olga Lipińska, Teatr 6. Piętro, Warszawa

SZTUKA

Dobra płaszczyzna

Proste, ale efektowne, w dodatku z solidnym zapleczem intelektualnym. Takie są prace Mikołaja Moskala. W warszawskiej galerii Starter otwarto jego wystawę „Głowa bez formy stałej”. Trochę tu mrugnięć oka do polskich klasyków typu Henryk Stażewski, trochę pytań, czym współcześnie może być abstrakcja i jak traktować kolor. Moskal sprawnie manipuluje przestrzenią – cztery lata temu zamienił galerię Leto w pełną narośli pieczarę. Teraz poszukiwania właściwej formy, a także odpowiedniej perspektywy i płaszczyzny realizuje na płótnie. To nie są dobre czasy na artystyczne debiuty, a Moskal nie do końca jest debiutantem. Można się jednak spodziewać, że jego sława i chwała będą szybko rosnąć.

Anna Theiss „Głowa bez formy stałej”, Mikołaj Moskal, Galeria Starter, Warszawa Wystawa otwarta do 15.12

TVP

Zaklęty krąg

W cyklu „Kocham kino” – „Boso, ale na rowerze”. Felix Van Groeningen portretuje 13-letniego chłopca dorastającego w patologicznej rodzinie. Reżyser pyta, czy można ucieć z zaklętego kręgu alkoholu, biedy i braku perspektyw. Ale robi to z humorem i dystansem, łącząc społeczny dramat z elementami czarnej komedii. KK

„Boso, ale na rowerze”, reż. Felix Van Groeningen, TVP 2, czwartek 21 listopada, godz. 22.35

DVD

Trudny los

W tym tygodniu „Wprost” można kupić z dwoma filmami na DVD. Oba są psychologicznymi studiami ludzi w skrajnych warunkach. W „Wojnie uczuć” Tom Roberts przygląda się relacjom niemieckich jeńców i strażniczek w sowieckim obozie po zakończeniu II wojny światowej. Clint Eastwood zapisuje zaś w „Za wszelką cenę” emocje bokserki (oscarowa rola Hilary Swank), która musi się zmierzyć z życiową tragedią. KK

FILM

Blisko życia

WBośni żyjemy z dnia na dzień, próbując przetrwać. Staramy się jakoś związać koniec z końcem, dobrnąć do kolejnego miesiąca. Ale nic więcej. Brakuje nam strategii i wizji. A bez tego nie pójdziemy dalej – mówi mi Danis Tanović. Reżyser, który zasłynął oscarową „Ziemią niczyją”, po kilkunastu latach życia za granicą wrócił do rodzinnego Sarajewa. Zdecydował się działać, założył partię polityczną, dostał się do parlamentu. A kiedy przeczytał w prasie notkę o losach Nazifa Mujicia i Senady Alimanović, postanowił się z nimi spotkać. – Ci ludzie mnie zafascynowali – tłumaczy. – Bo na przekór biedzie się nie poddają. Nie liczą na litość. Zachowują godność, walczą, kochają, są bardzo silni. Nazif zarabia na życie, zbierając złom. Gdy jego żona musiała poddać się zabiegowi usunięcia martwego płodu, lekarze – w sytuacji zagrażającej życiu – odmówili jej przyjęcia do szpitala. Bo Senada nie miała ubezpieczenia, a nie stać ich było, aby zapłacić za operację tysiąc bośniackich marek (ok. 2 tys. zł). „Senada” to skromny film, nakręcony za 30 tys. euro, cyfrową kamerą. Tanović obsadził w rolach głównych prawdziwych bohaterów. Naturszczycy odegrali przed kamerą wydarzenia z własnej przeszłości. Część scen to rejestracja ich codziennego życia. Zbieranie złomu, sytuacje rodzinne. Wszystko tu tchnie prawdą. Ale ten obraz jest czymś więcej niż telewizyjnym reportażem. Reżyser pokazuje bezduszność instytucji. Portretuje też ludzi skazanych wyłącznie na siebie. Kobietę, której w XXI w. z braku pieniędzy grozi śmierć. Ale również miłość, która w najtrudniejszych sytuacjach niesie otuchę. Na festiwalu w Berlinie „Senada” dostała Nagrodę Specjalną Jury. Mujić wyjechał z Niemiec z wyróżnieniem aktorskim. Pytam reżysera, czy liczy na to, że filmem wywoła dyskusję w Bośni, tak jak kiedyś Jasmila Žbanić bolesną „Grbavicą”. – Na tym zależałoby mi najbardziej – odpowiada. – Ale już wielokrotnie nawoływano w kraju do zmiany prawa. Powoli tracę nadzieję. Krzysztof Kwiatkowski

FILM

Szukając siebie

Sarah Polley straciła matkę przed swoimi 11. urodzinami. Teraz postanowiła ją lepiej poznać. W osobistym dokumencie rozmawia z jej przyjaciółmi, odnajduje archiwalne nagrania, śledzi różne tropy. Także plotkę, że człowiek, który ją wychował, nie jest jej biologicznym ojcem. To piękna historia odkrywania swoich najbliższych, ale również refleksja nad pamięcią i opowieściami, które na co dzień snujemy o własnym życiu. A tym, co najbardziej ujmuje w dokumencie, jest głęboka tolerancja. Szacunek i zrozumienie dla uczuć, emocji i porywów serca. Nawet jeśli ich ceną bywają dramaty.Krzysztof Kwiatkowski

„Historie rodzinne”, reż. Sarah Polley, Gutek Film

FILM

Sponsoring

FranÇois Ozon wciąż lawiruje między lekkimi, często muzycznymi filmami a obrazami współczesnego społeczeństwa. W „Młodej i pięknej” znów bliższy jest realizmowi. Jego film dzieli się na cztery części odpowiadające porom roku. To opowieść o 17-latce, która uciekając od codzienności, zarabia jako prostytutka. Portretując młodą kobietę, reżyser po raz kolejny proponuje diagnozę francuskiej, mieszczańskiej moralności. Krzysztof Kwiatkowski

„Młoda i piękna”, reż. FranÇois Ozon, Kino Świat Marine Vacth jako tytułowa „Młoda i piękna”

KSIĄŻKA

Nastoletnia heroina

Pure Heroine” to sensacyjny debiut nowozelandzkiej 17-latki Lorde. A zarazem jeden z najważniejszych albumów ostatnich lat. Zaraz, zaraz – a co z Nelly Furtado, Lady Gagą, Adele, Laną Del Rey, Lily Allen, Miley Cyrus? No tak, mieliśmy w ostatnim dziesięcioleciu do czynienia z kilkoma spektakularnymi próbami wdarcia się na tron księżniczki pop. Ale Furtado odpadła z wyścigu krótko po rozpoczęciu współpracy z Timbalandem, Lady Gaga się wypaliła, czego dowodem jest jej ostatni album, a Lana Del Rey została zdemaskowana jako produkt menedżerów wielkiej wytwórni. Z kolei dowcipna Lily Allen po udanym debiucie zamilkła na lata. Jej nowy teledysk „Hard Out Here” zbiera cięgi od krytyków. Najbliżej celu znalazła się Miley Cyrus z płytą „Bangerz”. 21-letnia była gwiazda filmów Disneya umiejętnie podkręciła atmosferę wokół siebie rozebranym teledyskiem i występem podczas gali MTV Awards. Twierdziła, że krążek odzwierciedla zmiany, jakie w niej zaszły od czasu, gdy przestała być bożyszczem nastolatek Hannah Montaną. Był to faktycznie chyba ostatni moment na porzucenie ciuchów disnejowskiej idolki. Nie udało się jej jednak nagrać pokoleniowego albumu, takiego jak „Pure Heroine”. Pochodząca z Auckland w Nowej Zelandii Lorde, a tak naprawdę Ella Yelich-O’Connor, to właściwie jeszcze dziewczynka. Jej ojciec jest inżynierem, matka – pisarką, która teraz podróżuje z córką po świecie w trasy promocyjne. Gdy Ella miała 12 lat, w szkolnym konkursie zaśpiewała cover przeboju Duffy „Warwick Avenue”. Nagranie usłyszał menedżer nowozelandzkiego oddziału Universalu i zgłosił się do wokalistki. Ta podpisała kontrakt z gigantem płytowym. Menedżerowie chcieli z Lorde zrobić drugą Adele. Ale kandydatka na gwiazdę postawiła własne warunki. – Powiedziałam, że absolutnie niczego nie zmienię w moich piosenkach – opowiada dziennikarzowi „Guardiana”. – Zdziwiło mnie, że ustąpili, ale dobrze się stało. Inaczej nic dobrego z tej płyty by nie wyszło. Lorde dorastała z dala od amerykańskiej fabryki młodych gwiazd, ich ociekającego luksusem stylu życia i teledysków, które na YouTube śledzą miliony. Być może dzięki temu nie zdążyła się zmanierować. Swobodnie krytykuje wyczyny nastoletnich idoli (m.in. Justina Biebera), analizuje zachowanie znajomych, którzy szukają sławy po imprezach na Instagramie. Rażą ją manifestacyjnie puste gesty gwiazd. Na „Pure Heroine” nie znajdziecie żadnych ckliwych kawałków o zawiedzionej miłości, tylko chłodny portret przedmieść, obraz nastolatków, które bezmyślnie upodabniają się do swoich idoli, i poetyckie szkice o sobie samej – nastolatce, która właśnie po raz pierwszy w życiu wsiada do samolotu (Ella nigdy wcześniej nie wyjechała z Auckland) i zaraz spojrzy z góry na ulice swojego miasta. Czeka na to niecierpliwie, a jej głowa aż płonie od przeczuć na temat tego, co z nią będzie za oceanem. – Wszystko jest fajnie, kiedy czekamy w kolejce do tronu, ale wiem, że nie zawsze tak będzie – śpiewa w rozpoczynającym płytę „Tennis Court”. Fantastyczny debiut. Anna Gromnicka

MUZYKA

Zmęczona Lady

Sztandarowe szokowe środki wyrazu już nikogo nie zainteresują, pierwsza wierna publiczność dorasta, a pół branży skopiowało jej najlepsze patenty. Pozostaje więc superambitnej gwieździe raczej treść niż scenografia i pobocza. Temu trudnemu wyzwaniu Lady Gadze udało się sprostać, choć nie bez problemów. Ta płyta to trudna do ogarnięcia, choć wciąż intrygująca mieszanina stylów i brzmień. Rick Rubin (świetna ballada „Dope”) i R. Kelly. A na przewrotny finał dwie wręcz tradycyjne piosenki. Gaga daje radę, choć wydaje się zmęczona. Piotr Metz

Lady Gaga, Artpop Universal

MUZYKA

Po dekadzie

Zespół o nazwie-kryptogramie dla znawców The Beatles i wysoce oryginalnej twórczości wydał ponownie najlepszy w karierze album sprzed dokładnie dziesięciu lat. Dodane wersje demo wszystkich utworów zawartych na oryginalnym krążku są ich interesującymi wstępnymi szkicami i tworzą osobną, alternatywną wersję płyty. Mimo że grupa ma w dorobku sporo świetnych piosenek, ta pozycja ma to nieuchwytne coś, które spowodowało, że była kiedyś ścieżką dźwiękową pewnego pokolenia. Również z powodu popytu na utwory z niej wyjęte w superpopularnych serialach. „Transatlanticism” wciąż broni się znakomicie. Bynajmniej nie ze względów sentymentalnych. Piotr Metz

Death Cab for Cutie Transatlanticism Barsuk

KSIĄŻKA

Mury bezprawia

Z jednej strony dramatyczne migawki z łodziami pełnymi zdesperowanych Afrykanów. Z drugiej – umiejętnie podsycany strach przed „milionami imigrantów” chcącymi „zalać” Europę. A jak jest naprawdę? Stefano Liberti przez parę lat podróżował po Afryce śladami uchodźców. Jego reportaż „Na południe od Lampedusy” może zaskakiwać. Nie tylko obnaża cynizm unijnych polityków czyniących z krajów ościennych półlegalne strefy buforowe, lecz także pokazuje, jak imigranci stają się gorącym kartoflem przerzucanym z państwa do państwa, a zarazem źródłem taniej siły roboczej i ożywienia gospodarczego. To nie świat inwazji – to świat paradoksów. Piotr Kofta

Stefano Liberti, Na południe od Lampedusy. Podróże rozpaczy, przeł. Marcin Wyrembelski,

Czarne 2013

KSIĄŻKA

Od Eldorado po Ultima Thule

Przed paroma laty Umberto Eco poświęcił właściwej Zachodowi manii tworzenia list i spisów tom „Szaleństwo katalogowania”. Teraz od słynnego pisarza i semiotyka dostajemy właśnie tego rodzaju katalog: „Historię krain i miejsc legendarnych”. Wędrujemy palcem po mapie – od Atlantydy po Arkadię, od Wysp Szczęśliwych po Królestwo Księdza Jana, od Utopii do wnętrza Ziemi. Erudycyjne kompendium jest nie tylko zarysem dziejów idei, lecz także małą antologią tekstów źródłowych. Może być wstępem do ciekawej przygody intelektualnej. Uwaga: rzecz droga i luksusowa, ale znakomicie wydana i wysmakowana ikonograficznie. Piotr Kofta

Umberto Eco, Historia krain i miejsc legendarnych, przeł. Tomasz Kwiecień, Rebis 2013

Top 10 książki

1. „Inferno”

Dan Brown

Wydawnictwo Sonia Draga

2. „Sezon burz”

Andrzej Sapkowski

SUPERNOWA Niezależna Oficyna Wydawnicza NOWA

3. „Szczęście w cichą noc”

Anna Ficner- -Ogonowska

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

4. „Anioł w kapeluszu”

Monika Szwaja

Wydawnictwo Sol

5. „Moje wypieki i desery”

Dorota Świątkowska

Egmont Polska Sp. z o.o.

6. „Bezbarwny Tsukuru Tazaki i lata jego pielgrzymstwa”

Haruki Murakami

Wydawnictwo MUZA SA

7. „Rok z Ewą Chodakowską”

Ewa Chodakowska, Lefteris Kavoukis

Wydawnictwo K.E. Liber

8. „Felix, Net i Nika oraz sekret Czerwonej Hańczy”

Rafał Kosik

Powergraph Wydawnictwo

9. „Franklin przygotowuje święta”

Paulette Bourgeois, Brenda Clark

Wydawnictwa Debit

10. „Zmień swoje życie z Ewą Chodakowską”

Ewa Chodakowska, Lefteris Kavoukis

Wydawnictwo K.E. Liber

Top 10 muzyka

1. „Violetta: Hoy somos más”

Muzyka filmowa

Universal/Universal Music PL

2. „The Marshall Mathers LP 2”

Eminem

Interscope/Universal music PL

3. „Jestem...”

Bednarek

Lou & Rocked Boys/Rockers Publishing

4. „Takie rzeczy”

KęKę

Prosto/Olesiejuk

5. „Renovatio”

Edyta Bartosiewicz

EBA/Parlophone Music Poland

6. „The Last Ship”

Sting

Interscope USA/Universal Music PL

7. „Perfect”

Perfect

Polskie Radio/Warner Music PL

8. „Demonologia II”

Słoń & Mikser

Unhuman/CD-Contact

9. „Komponując siebie”

Sylwia Grzeszczak

Gorgo/Parlophone Music PL

10. „Comfort and Happiness”

Dawid Podsiadło

Sony Music PL

Top 10 kino

1. „Thor: Mroczny świat”

reż. Alan Taylor

Disney

2. „Kapitan Phillips”

reż. Paul Greengrass

UIP

3. „Wyścig”

reż. Ron Howard

ITI Ciemna

4. „Bilet na Księżyc”

reż. Jacek Bromski

Kino Świat

5. „Wenus w futrze”

reż. Roman Polański

Monolith Films

6. „Mój biegun”

reż. Marcin Głowacki

ITI Cinema

7. „Klopsiki kontratakują”

reż. Cody Cameron, Kris Pearn

UIP

8. „Gra Endera”

reż. Gavin Hood

Monolith Films

9. „Kumba”

reż. Anthony Silverston

Kino Świat

10. „Grawitacja”

reż. Alfonso Cuaron

Warner Bros.

Więcej możesz przeczytać w 47/2013 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.