Bez tytułu

Dodano:   /  Zmieniono: 

W samolocie zawsze myślę o scenarzystach, którzy umieszczają tu akcję swoich filmów, ale nie tych z wężami czy innymi insektami, co rozpełzły się dokładnie w dziesiątej minucie po napisach czołowych, czyniąc wśród pasażerów zamęt i eliminację, ani o tych, gdzie piloci niespodziewanie ślepną po zjedzeniu trefnych batonów i przystojny twardziel, który kiedyś latał na szybowcach, ale dziś ma problem z alkoholem, musi sprowadzić maszynę bezpiecznie na ziemię i zrobi to, choć dopiero po długiej walce wewnętrznej, bo przecież leci na drugi koniec świata właśnie po to, by tam, w miejscu, gdzie przeżył kiedyś jedyną prawdziwą miłość, notabene to naprawdę piękne miejsce, kanion w wysokich górach, ludzie od lokacji w filmach długo go szukali, światło układa się tam o zmierzchu w sposób, o którym producent powie potem w wywiadzie: „Bóg musi być filmowcem, skoro dał ludzkości ten niezwykły kawałek planety”, więc przystojny twardziel, który rzecz jasna, jest ponadnormatywnie wrażliwy, leci tam, by się zabić, i w wyobraźni ogląda scenę własnej śmierci, wiatr rozwiewa mu włos i ślizga się po podniszczonej skórzanej kurtce, on oczywiście nie płacze, łzy nie pasują do trzydniowego zarostu i kontraktu na reklamę zegarka dla płetwonurków, który agent aktora podpisał tuż przed filmem, poza tym to nie aktor ma płakać, ale te tryliony kobiet na wszystkich kontynentach, łącznie z pingwinicami z dołu globusa, wystarczy tylko dołożyć rzewny temat muzyczny, dużo smyków, koniecznie dużo smyków, smyki idealnie współgrają z popcornem i zwolnionym obrazem spadającego przy zachodzącym słońcu w przepaść przystojniaka z lekką siwizną na skroniach, o tak!, to mogłaby być scena scen, tryliard odsłon na Fejsie, marzenie każdego pryszczatego onanisty, by tak właśnie umrzeć, tuż przed napisami końcowymi, piękna scena, po jej obejrzeniu wzięty krytyk o metroseksualnej inteligencji bez dwóch zdań napisałby: „Każdy inny samobój będzie już zawsze wyglądał w kinie na rzadką kupę”, piękna scena, więc to chyba jasne, że nasz bohater w ten właśnie sposób chce krzyknąć światu: „Adieu!”, aż tu nagle!, bo w dobrym kinie zawsze musi być aż tu nagle!, a najlepiej dwa, pierwsze mniej więcej w 30. minucie, a drugie mniej więcej na 30 minut przed finałem, więc przy aż tu nagle! o numerze 1 okazuje się, że piloci cierpią na tę cholerną dysfunkcję pokarmowo-optyczną, z której powodu samolot pikuje w miejsce nieporównywalnie brzydsze od wyżej wspomnianego kanionu, bosko doświetlonego, i to rodzi w bohaterze gniew, i coś się w nim przełamuje, i twardziel już wie, że choć jego ręce, które od lat nie trzymały wolantu, ciągle mu drżą od whisky, subtelny product placement tejże pojawił się wraz ze stewardesą siedem scen wcześniej, to on się jednak fatum przeciwstawi, „Każdy ma prawo wybrać miejsce własnej śmierci!” – mówi więc z zaciśniętą szczęką do siedzącej obok kobiety z dzieckiem przy piersi, tej samej kobiety, która 12 scen wcześniej opowiedziała mu całe swoje życie, nie miała lekko, o nie!, ale ponieważ to rola drugoplanowa, więc ją zupełnie pominę, właściwie to nawet pominę teraz już i naszego przystojnego twardziela, bo jak już wspomniałem, kiedy jestem w samolocie, a właśnie teraz, kiedy to piszę, siedzę w airbusie 321 ze Stambułu do Warszawy, bo wracam z premiery tureckiego „Testosteronu”, więc kiedy siedzę w samolocie, to zawsze myślę o scenarzystach, którzy umieszczają tu akcję swoich filmów, ale nie takich z kanionem i samobójstwem twardziela, lecz zupełnie innych, tych, gdzie ludzie uprawiają seks w toalecie, noszkurwa!, naprawdę fascynują mnie scenarzyści, o ile scenarzystę w ogóle mogą fascynować inni scenarzyści, których kręci, by władowywać swoich bohaterów w sytuację typu seks w kiblu aeroplanu, właśnie wróciłem z toalety tureckiego airbusa, a żeby się tam dostać, musiałem się przeczołgać pod wózkiem, na którym urocza stewardesa trzyma soki, termosy i makaron w sreberku termicznym, potem odstałem swoje w kolejce, to naprawdę nie jest najlepszy początek dla gry wstępnej, słowo honoru, zwłaszcza kiedy musisz wejść do kibla zaraz po spoconym mężczyźnie o urodzie walenia, który dziedziczy kłopoty gastryczne przodków od 12 pokoleń, może ktoś w takich okolicznościach nadal ma ochotę na ruchy frykcyjne, ja w każdym razie mówię pas takim momentom, a poza tym, bądźmy szczerzy, w samolotowych toaletach jest za mało miejsca, żeby się nawet godnie odlać, a co dopiero uprawiać seks, więc – kiedy ponownie już siedzę w fotelu – to rozważam: a) kto pisze takie bzdury?; b) jaki brak trzeba nosić w sobie, by uznać to za atrakcyjne?; c) jaki kompleks?; d) jakie niespełnienie?, i jeszcze rozważam pozostałe litery alfabetu, łącznie z Ą i Ę, i stawiam te pytania do wewnątrz siebie, bo przecież na żadne, gdybym je teraz głośno wypowiedział, nie odpowie mi ani kobieta, która na siedzeniu obok karmi piersią dziecko, ani spocony waleń, który dwa rzędy dalej zamówił kolejną porcję kurczaka w curry, ani żaden inny ze 185 pasażerów, bo jestem na pokładzie prawdopodobnie jedynym scenarzystą, tak w każdym razie podpowiada statystyka, królowa zdrowego rozsądku, który szepcze mi przy okazji do ucha, że nie da się dziś w polskiej prasie napisać jednozdaniowego felietonu, w którym na dodatek nie będzie słowa o polityce, bo współcześni Polacy potrafią już czytać tylko proste konstrukcje językowe, a tygodniki kupują wyłącznie dla ich politycznej zawartości. ■

Więcej możesz przeczytać w 48/2013 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.