Tomasz Cimoszewicz twierdzi, że po wywiadzie ojca, Włodzimierza Cimoszewicza, dla jednej z gazet, w którym były premier mówił o trudnych aspektach polsko-żydowskiej historii, jego rodzina została brutalnie zaatakowana przez obóz rządzący. Chodzi o krytyczne wypowiedzi pod adresem Cimoszewiczów przez posłów PiS. – W tym samym czasie TVP zrobiło skandaliczny materiał o naszej rodzinie, a tego samego dnia wieczorem w moim biurze odebrano dziwny telefon z CBA – opowiada Cimoszewicz. – Człowiek podający się za funkcjonariusza CBA dzwonił i proponował „nieoficjalne spotkanie”. Twierdził, że to dla mojego dobra – opowiada poseł. I relacjonuje, że w tej sytuacji biuro poprosiło o przysłanie oficjalnego pisma.
– Funkcjonariusz wielokrotnie odmawiał. Starałem się ustalić, czy taka osoba rzeczywiście jest funkcjonariuszem CBA, ale okazało się, że nie istnieje procedura dla posła, zgodnie z którą mógłby on sprawdzić, czy kontaktuje się z nim faktyczny pracownik służby specjalnej, czy może naciągacz, oszust, albo – co gorsza – agent obcego wywiadu. Dopiero po kilku dniach dostałem odpowiednie pismo, wtedy poszedłem na spotkanie – opowiada Cimoszewicz.
Okazało się, że powodem spotkania była „rutynowa kontrola w ramach sprawdzania oświadczeń majątkowych losowo wybranych posłów”. – Trochę trudno w to uwierzyć – konkluduje parlamentarzysta.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.