Skrzydłowska-Kalukin: Walka o karpia w czasach internetu

Skrzydłowska-Kalukin: Walka o karpia w czasach internetu

W sklepach znowu stanęły akwaria z żywymi rybami.Tym razem hołdowanie okrutnej tradycji wiąże się z kłopotliwą koniecznością rozproszonej walki z użytkownikami portali społecznościowych.

W sklepach Kaufland już dwa tygodnie przed świętami stanęły pojemniki z żywymi karpiami. Nie stanęły jednak niepostrzeżenie. Po Facebooku od razu zaczęło krążyć zdjęcie Mai Ostaszewskiej z z dwiema tekturowymi rybkami. Na jednej napisane jest #KauflandWycofajKarpie, a na drugiej to samo pod adresem Tesco. Inni użytkownicy portali społecznościowych, znani i nieznani, blogerzy kulinarni, działacze ekologiczni na swoich profilach zamieszczali podobne zdjęcia, niektórzy trzymali też tekturowe rybki z napisem Carrefour. Te trzy sieci, mimo apeli organizacji ekologicznych i powtarzanej co rok kampanii, znowu przez Bożym narodzeniem sprzedają żywe ryby. Tym razem może im się to już nie opłacić.

Akcje na portalach społecznościowych są łatwe do przeprowadzenia. Nie trzeba marznąć na ulicy, nie trzeba też mobilizować w sobie odwagi cywilnej, która byłaby potrzebna, gdyby ktoś chciał zaprotestować przeciw męczeniu karpi osobiście w sklepie. Na portalu wystarczy zrobić zdjęcie, a zasięg takiego sprzeciwu jest o wiele bardziej dotkliwy bo nazwa sklepu umieszczona w złym kontekście niezatrzymywana krąży po sieci.

Kaufland próbuje się bronić. Odpowiada użytkownikom, którzy publikują zdjęcia na publicznych profilach, że woda, w której są ryby jest czysta, a akwaria są myte. To jednak ryzykowna strategia. Pod jednym z takich komentarzy pojawił się inny: „Nieprawda! W zeszłym roku w Kaufland Bytów karpie były bez wody”. I walcz tu teraz z całym internetem, który może pisać, co chce, a nawet nawoływać do bojkotu konsumenckiego. W sieci przybywa też filmików z interwencjami organizacji Viva Akcja dla zwierząt w sklepach, w których ryby tłoczyły się w ciasnocie, były podnoszone za skrzela i duszone w plastikowych torbach.

W dodatku są sieci, takie jak Lidl, czy Biedronka, które na sprzedaż żywych karpi nie zdecydowały się, co też zostało dostrzeżone i wypunktowane w mediach.

Świadomość ekologiczna wzrosła ostatnio w tempie skokowym. W czasie dyskusji o ociepleniu klimatu i smogu ekolog to już nie jest w powszechnym odbiorze pocieszny wariat, ewentualnie terrorysta. Teraz eko styl życia przyjmują prezesi i emeryci, jedni robią to dla zdrowia, inni podążają za trendami, jeszcze inni z powodów światopoglądowych. Coraz więcej osób rezygnuje z mięsa, rośnie popularność diety wegańskiej. I to nie jest tylko zjawisko widoczne tylko w wielkich miastach, jarmuż jada się też na wsi. W tej sytuacji męczenie ryb z powodu tradycji zgrzyta. Bardzo możliwe, że tym sieciom, które się na to zdecydowały, tym razem to się nie opłaci.


Źródło: Wprost