Siedem lat nie wychodził z domu przez długi. Wreszcie znalazł rozwiązanie

Siedem lat nie wychodził z domu przez długi. Wreszcie znalazł rozwiązanie

Zamyślony mężczyzna
Zamyślony mężczyzna Źródło: Pexels / Andrew Neel
To prawdziwe historie z życia wzięte najlepiej pokazują sens – lub jego brak – wyboru drogi upadłościowej. I wbrew pozorom, pisząc „sens” nie mam na myśli tylko i wyłącznie oddłużenia. Mam na myśli przede wszystkim zmiany w życiu rodzinnym, społecznym i zawodowym dłużnika. Niezmiennie bowiem twierdzę, że tylko sądowe oddłużenie połączone z uporządkowaniem wszelkich sfer życia dłużnika niesie za sobą korzyści dla zadłużonego i dla nas wszystkich.

Marcin

– Wiem jedno. Nawet jeżeli sąd umorzy mi długi i tak niewiele to zmieni. Moje życie, to totalny chaos, nie wiem do dalej robić – usłyszałem od Upadłego, którego skierował do mnie jego syndyk.

Czytaj też:
Sądy nie chcą oddłużać Polaków. Wszystko przez zmianę przepisów

Marcin wiele lat temu prowadził firmę w branży budowlanej. Miał wielu klientów, dobre kontrakty i niewątpliwie było zapotrzebowanie na jego usługi. Chciał jednak więcej. Podpisał kilka bardzo dużych kontraktów, które źle się skończyły. Pojawiły się kłopoty z podwykonawcami, kadrowe braki, problemy z jakością, niedotrzymywanie terminów. W konsekwencji klienci nie popłacili, a dodatkowo naliczyli kary. „Ratunkiem” okazało się bankowe finansowanie. Banki bowiem chętnie „dawały” pieniądze. Dodatkowo Marcin „kredytował” się w urzędzie skarbowym, w ZUS, u dostawców i podwykonawców, dzięki czemu „odzyskał” płynność finansową. Pozorne opanowanie sytuacji szybko zmieniło się w zaległe raty kredytowe, sprawy sądowe zakładane przez wierzycieli, wizyty komorników, zajęcia rachunków bankowych przez urząd skarbowy i ZUS.

Marcin zbankrutował. Nie upadł, ale zbankrutował. Zbankrutował finansowo i życiowo. Komornicy zlicytowali majątek firmy, dom, samochody. Żona i dzieci nie wytrzymały stresu, strachu, niepewności jutra. Skończyło się wyprowadzką, praktycznym rozbiciem rodziny, prawie rozwodem i – gdyby nie pomoc rodziców i teściów w przygarnięciu rozbitej rodziny – prawie bezdomnością. Przez blisko 7 lat (tak, siedem lat!) Marcin nie wychodził z domu. Zapadł się w sobie, zupełnie odciął od świata. Bezsilny, bezradny, przegrany, z piętnem porażki nie podejmował jakichkolwiek konstruktywnych działań.

Po latach przeczytał gdzieś coś o upadłości, ktoś mu pomógł, złożył wniosek o upadłość i dostał ją. Właśnie w trakcie trwającego postępowania upadłościowego zgłosił się do mnie po pomoc w „uporządkowaniu życia”.

Zobaczył bowiem, że jest nadzieja na nowe życie. Jednak tylko wtedy, gdy oprócz uzyskania oddłużenia, podniesie się z życiowego upadku.

Po dwóch latach od ogłoszenia upadłości życie Marcina uległo diametralnej zmianie. Sąd ustalił realny do wykonania plan spłaty wierzycieli. Marcin zakończył także głęboką terapię psychologiczną. Przepracował tamte zdarzenia i tamten czas, wiele zrozumiał, uporał się z traumami, pozbył się piętna porażki. Wrócił do rodziny, budują z żoną i dziećmi bliskość, mają plany na przyszłość. Szuka dla siebie nowego zawodowego miejsca. Wie, że to, czego doświadczył w zakresie zarządzania biznesem, a zwłaszcza zarządzania finansami – zarówno tymi firmowymi jak i osobistymi – zaprocentuje, gdy zacznie znowu działać zawodowo.

Odżył. Przeszedł drogę od chaosu do porządku. Widzi dla siebie przyszłość! A tak niewiele brakowało, aby zapadł się w otchłań bez powrotu.

Czytaj też:
2,5 mln Polaków wpadło w tarapaty. Jest na to lekarstwo

Monika

Monika została oszukana. Na ponad pół miliona. Jak? Przez Internet, na telefon, za pomocą sms-ów. Z Tomaszem kontaktowała się tylko w ten sposób. Obiecywał wspólne życie, rodzinę, podróże. Dla samotnej, rozwiedzionej kobiety z dwójką dorastających dzieci był spełnieniem marzeń. Potrzebował jednak raz na jakiś czas pieniędzy. Na opłaty od sprawy spadkowej, albo, żeby dać poręczenie, bo trafił do aresztu w Niemczech. Raz 10 tysięcy, potem więcej i jeszcze więcej. Czasami oddał kilka tysięcy, usypiał czujność. I tak przez dwa lata. Kiedy już nie była w stanie zdobyć dla niego kolejnych pieniędzy (banki odmawiały kolejnych kredytów, znajomi się odwrócili) – zniknął. Pierwszy raz zobaczyła go dopiero na rozprawie, gdy stanął przed sądem oskarżony o oszustwo.

Monika została oszukana podwójnie. Raz, bo straciła pół miliona, dwa – bo została okradziona z nadziei na lepsze jutro. Naiwna? Głupia? Przez lata słyszała różne oceny formułowane pod jej adresem. Prawda jest jednak bardziej złożona. Najlepiej oddaje ją relacja z jednym z wierzycieli.

Monika pożyczyła kilkanaście tysięcy od osoby prywatnej. Gdy okazało się, że nie odda pieniędzy, zaczęło się nachodzenie, straszenie, wymuszanie.

Opowiadała swoją historię, jak dała się oszukać, że jest ofiarą. Jednak i tak nic nie mogła zrobić – wierzycieli było wielu, długi znaczne, możliwości spłaty znikome. Wysłuchiwała wyzwisk, epitetów, oskarżeń. I nic nie mogła zrobić – znosiła upokorzenie w milczeniu.

Któregoś dnia wierzyciel zadzwonił i zamiast kolejnego ataku, usłyszała:

– Słuchaj, moja bliska znajoma ma chyba podobny problem do twojego. Porozmawiaj z nią, może dzięki temu uniknie takich kłopotów, jak ty.

Porozmawiała. Pomogło. Kolejna potencjalna ofiara innego oszusta uniknęła strat finansowych i emocjonalnych. Po tym zdarzeniu wierzyciel zmienił postawę, zrozumiał, że „prawda jest jednak bardziej złożona”. Że są oszuści, że są ofiary, że ludziom takie historie się zdarzają.

Monika została oddłużona w postępowaniu upadłościowym. Najpierw syndyk sprzedał mieszkanie, podzielił pieniądze pośród wierzycieli, potem sąd ustalił trzyletni plan spłaty. Plan spłaty został wykonany i wszystkie niezaspokojone w toku postępowania długi zostały Monice umorzone.

A co z traumą po oszustwie?

Trzy lata pracy w terapii pozwoliły Monice uwolnić się od życiowej porażki. Przepracowała i zrozumiała przyczyny tak łatwego ulegania manipulacji. Nauczyła się, jak manipulację rozpoznawać, jak jej przeciwdziałać. Naprawiła relacje z dziećmi, odzyskała wiarę w samą siebie, wierzy, że jeszcze będzie szczęśliwa.

Dzisiaj Monika wie i mówi, że samo oddłużenie nic by jej nie dało. Że gdyby nie uwolniła się od przeszłości, od traumy oszustwa, jej dalsze życie byłoby pełne strachu, lęku, niepewności i braku nadziei.

Odsunęłaby się od ludzi, widząc w każdym zagrożenie. Nie zaufałaby już nikomu. Tylko jednoczesne oddłużenie i praca na sobą, uporządkowanie życia i nauka samej siebie pozwoliły jej zacząć życie na nowo! Życie, które było na krawędzi.

…i jeszcze jedna ważna rzecz na zakończenie

Upadłość konsumencka ma przeciwdziałać negatywnemu (i narastającemu) zjawisku nadmiernego zadłużenia oraz dać szansę na oddłużenie tym, którzy są zadłużeni w stopniu uniemożliwiającym samodzielną spłatę długów. Ponadto, możliwość skorzystania z upadłości konsumenckiej ma ograniczyć wykluczenie społeczne i mechanizm dziedziczenia bezradności przez następne pokolenia, ma umożliwić ponowny udział dłużnika w legalnym obrocie gospodarczym jak również spadek przestępczości i ograniczenie tzw. szarej strefy. W dłuższej perspektywie – powinna umożliwić także ponowne skorzystanie przez oddłużonego, byłego już „dłużnika” z usług instytucji finansowych.

Wszystkie te korzyści zostały wskazane przez ustawodawcę w uzasadnieniu do projektu nowelizacji ustawy o upadłości konsumenckiej w roku 2014. Świadczy to o tym, że oddłużenie powinno być dostępne dla tych, którzy chcą uporządkować całe swoje życie, a nie tylko wyjść z długów. Tylko wtedy bowiem, ponoszone przez nas wszystkich koszty – zarówno finansowe jak i społeczne – będą miały sens. Nie mówiąc już o korzyściach dla oddłużonych, którzy otrzymują drugą szansę, nowy start, nowe życie!

Źródło: Wprost