Głosowanie telewidzów na najlepsze piosenki i wykonawców wyglądało tak, jakby było wynikiem skoordynowanej akcji postkomunistycznych służb specjalnych. To oczywiście daleko posunięta teoria spiskowa, ale jak na dłoni było widać, że niektóre kraje głosowały na siebie nawzajem. To nie są jedyne wątpliwości. - W ramach promocji przed festiwalem chcieliśmy pojechać do Serbii. Powiedziano nam bez ogródek, że jesteśmy tam niemile widziani - mówi Sławomir Sokołowski, menedżer reprezentującego Polskę zespołu Jet Set. Kraje "spisku" promowały nawzajem swoje piosenki, a prezenterzy podczas transmisji sugerowali głosowanie na inne kraje z "układu". Katolicka Chorwacja, Polska czy zbuntowana Estonia zostały wykoszone już w czwartkowym półfinale, a kraje Europy Zachodniej zajęły ostatnie miejsca.
W odpowiedzi na pełne oburzenia reakcje zachodnich mediów, pojawiły się oczywiście głosy oburzenia zwycięskich państw. Uznały one, że tak niezdrowe, ambicjonalne podejście do festiwalu piosenki wypacza jego istotę, szkodzi muzyce i miast jednoczyć, buduje nową, popkulturową "żelazną kurtynę".
O sprawie także w najnowszym numerze tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku, 21 maja