Zdążyć sercu na ratunek

Zdążyć sercu na ratunek

Dodano:   /  Zmieniono: 
photos.com
Polacy wciąż lekceważą swoje serca. Kiedy pojawia się ból w klatce piersiowej, próbują go przeczekać, zwlekają z dzwonieniem na pogotowie, sięgają po nitroglicerynę, a czasem… po leki na zgagę. Tymczasem w przypadku zawału serca o tym, czy chorego uda się uratować, decyduje każda minuta. „Zdążyć sercu na ratunek”, specjalny dodatek do tygodnika „Wprost” ma uświadomić czytelnikom, że gdy w grę wchodzi ludzkie życie, nie ma czasu na zwłokę.
Zaczyna się niemal zawsze podobnie – chory czuje ostry i kłujący ciężar w klatce piersiowej. Ból nie jest punktowy – wypełnia całą przestrzeń między żebrami, promieniuje do ramion i żuchwy, powoduje pieczenie pod mostkiem. Czasem dochodzi do tego nadmierna potliwość osłabienie, duszności. Chory zazwyczaj nie traci przytomności – może dlatego większość z nas uważa, że objawy te są tylko chwilowe i miną bez interwencji lekarza. Tymczasem w tym przypadku liczy się każda minuta. Już po pół godziny od wystąpienia pierwszych objawów do mięśnia sercowego przestaje dopływać krew i zaczyna ono obumierać. W niedokrwionym miejscy powstaje wtedy martwica. Jedynie w ciągu pierwszej godziny można uchronić osobę dotkniętą zawałem przed jego skutkami. Przed upływem dwóch godzin można uchronić go przed uszkodzeniem mięśnia sercowego. Każda kolejna minuta może doprowadzić do tragedii.

Tragiczna zwłoka

Tymczasem w Polsce osoba doznająca zawału czeka średnio aż 145 minut na wezwanie karetki. Zanim trafi do szpitala mijają często aż cztery godziny. Wtedy na pomoc może być już jednak za późno. A o tym jak ważna jest szybka interwencja lekarza – najlepiej takiego, który przez całą dobę wykonuje zabieg tzw. angioplastyki – czyli udrożnienia zatkanych tętnic wieńcowych świadczy statystyka. Na 100 pacjentów, u których wystąpił zawał 25 umiera przed dotarciem do szpitala. Z kolei spośród 100 osób, które w porę dojadą do odpowiedniej placówki, umierają jedynie 3-4.

Zawał to jednak nie jedyne zagrożenie, jakie czai się na nasze serce. Równie niebezpieczne jest migotanie przedsionków. Chory odczuwa nagle rosnące napięcie, serce zaczyna bić szybciej ogarnia go nagłe zmęczenie. Znów jak w przypadku zawału chory zbyt często próbuje „przeczekać objawy" – zrzucając je na stres, przemęczenie, czekając na ich samoistne ustąpienie. Tymczasem arytmia, na którą w UE leczy się ok. 4,5 miliona osób, jest równie niebezpieczna jak zawał. Co ważne można ją dziś skutecznie leczyć. Warunek jest jeden – trzeba jak najszybciej zgłosić się do lekarza.

Więcej o chorobach serca i najnowszych metodach ich leczenia przeczytasz w dodatku do najnowszego numeru „Wprost".