Byle nie do Warszawy

Byle nie do Warszawy

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. J. Jurzyk/Wikimedia Commons 
Po wybuchu afery hazardowej na eurodeputowanych Platformy padł blady strach. Nie chodzi jednak o notowania ich partii, a o to, że Donald Tusk zaproponuje któremuś z nich stanowisko w rządzie. – Tu mamy spokój, pięcioletnią kadencję i kilkadziesiąt tysięcy pensji. Tylko wariat chciałby z tego zrezygnować – mówi „Wprost” jeden z eurodeputowanych Platformy.
Propozycja wejścia do rządu lub do Kancelarii Premiera byłaby z gatunku tych nie do odrzucenia. W sytuacji kryzysu politycznego, z jakim boryka się Platforma, żaden z polityków tej partii nie mógłby odmówić Donaldowi Tuskowi. O ile dla posłów i senatorów taka oferta oznaczałaby prestiż i polityczny awans, o tyle wśród eurodeputowanych trudno znaleźć osobę, która byłaby zainteresowana przeprowadzką do Warszawy. – MSWiA czy Ministerstwo Sportu byłoby jeszcze jakimś wyzwaniem, ale najgorzej byłoby dostać propozycję zostania rzecznikiem czy w ogóle sekretarzem stanu w Kancelarii Premiera. 8 tys. zł pensji, praca 24 godziny na dobę i użeranie się z dziennikarzami to nie jest zachęcająca perspektywa. Mam nadzieję, że Donald mi tego nie zrobi i nie sięgnie po mnie – przyznaje jeden z europosłów PO. A co jeśli sięgnie? – Na pewno mu nie odmówię, ale wolałbym nie stawać przed takim wyborem – odpowiada.

Trudno się dziwić. Pensja europosła wynosi obecnie ok. 32 tys. zł. Do tego dochodzi ok. 300 euro diety za każdy dzień pobytu w Parlamencie Europejskim, ok. 1,5 tys. euro miesięcznie na przeloty oraz dodatkowe środki na zatrudnienie asystentów. Łącznie nawet ok. 150 tys. zł miesięcznie.