Debata prezydencka, czy parlamentarna?

Debata prezydencka, czy parlamentarna?

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. FORUM
Zdaniem dr Ewy Pietrzyk-Zieniewicz, specjalistki w zakresie marketingu politycznego, nie można mówić o tym, kto wygrał debatę prezydencką między Bronisławem Komorowskim a Jarosławem Kaczyńskim, bo… nie była to debata prezydencka. – Mam pretensje do dziennikarzy, którzy zadawali pytania o rzeczy nie znajdujące się w kompetencji prezydenta. Debata wyglądała tak, jakby prowadzono ją przed wyborami parlamentarnymi – twierdzi pani doktor.
Dr Pietrzyk-Zieniewicz uważa, że ci, którzy mówią o zwycięstwie Jarosława Kaczyńskiego premiują go za to, że więcej niż Bronisław Komorowski obiecywał wyborcom chociaż prezydent nie ma kompetencji, które pozwoliłyby takie obietnice spełnić. – Jeśli ktoś w takiej sytuacji składa tyle obietnic, to obraża moją inteligencję – zauważa politolog.

Z tym, że kandydaci dyskutowali tak jakby zbliżające się wybory były wyborami do parlamentu zgadza się dr Jarosław Flis. – Gdyby zorganizować dyskusję w oparciu o kompetencje prezydenta byłaby ona po prostu nudna – wyjaśnia. Zdaniem dr Flisa powszechne wybory prezydenckie w Polsce są "konstytucyjną pułapką". – Wyborcom stwarza się wrażenie, że wybierają kogoś kto realnie rządzi, tymczasem jest przecież zupełnie inaczej – podkreśla Flis. Rozwiązaniem tego problemu byłaby, zdaniem politologa, zmiana konstytucji.

Jeśli jednak odrzucić kwestie kompetencyjne to – zarówno zdaniem dr Pietrzyk-Zieniewicz i dr Flisa we wczorajszym pojedynku nieco lepiej wypadł Jarosław Kaczyński. Dr Pietrzyk-Zieniewicz krytykuje sztab wyborczy Komorowskiego za to, że znów udowodnił iż – w odróżnieniu od PiS – nie ma pomysłu na kampanię. – I kandydat musi improwizować, choć trzeba przyznać, że robi to udanie – zauważa Pietrzyk-Zieniewicz. Jej zdaniem dobrym chwytem Komorowskiego było np. podanie ręki Kaczyńskiemu. – Przy okazji obaj kandydaci musieli wstać, przez co widz mógł zauważyć, że Komorowski jest zdecydowanie wyższy od Kaczyńskiego – zauważa politolog. – Na pewno obaj kandydaci mieli dobrze przygotowane rekwizyty, Kaczyńskiemu dostojeństwa dodawały okulary, które co jakiś czas zakładał, by przeczytać coś z kartki – dodaje.

Dr Flis z kolei podkreśla, że przede wszystkim Kaczyński popełnił w środowej debacie znacznie mniej błędów niż w czasie niedzielnego spotkania z Komorowskim. – Wypadł mniej źle – tłumaczy politolog. Flis dodaje, że obaj kandydaci robili wszystko, by ugrać kilka punktów u niezdecydowanych wyborców lewicy. Te głosy mogą być kluczowe bo, zdaniem dr Flisa, wystarczy by oddane na Napieralskiego głosy rozłożyły się po równo między Komorowskiego a Kaczyńskiego, by wybory prezydenckie wygrał kandydat PiS. Dlatego np. zdaniem Flisa, w kwestiach gospodarczych obaj kandydaci zbliżyli się do siebie, choć wciąż bardziej liberalny jest Komorowski, a bardziej socjalny – Kaczyński.

Dr Bartłomiej Biskup chwali obu polityków za „odrobienie pracy domowej pop poprzedniej debacie". – Obaj byli naprawdę dobrze przygotowani, co świadczy o ich profesjonalizmie. Komorowski mówił bardziej ogólnie, Kaczyński czasem wikłał się w niepotrzebne szczegóły, ale paradoksalnie wiele osób gani Komorowskiego właśnie za ogólność wypowiedzi, mimo że zachował się zgodnie z zasadami marketingu politycznego – mówi Biskup. Jego zdaniem bardzo dobrym chwytem zastosowanym przez Kaczyńskiego było wymienienie konkretnych głosowań, w których Komorowski opowiadał się przeciwko różnym projektom socjalnym. – Nie chodzi o to, że te głosowania były w sumie mało istotne. Liczy się wrażenie – przekonuje Biskup. – Komorowski wyraźnie nie był na to przygotowany – zauważa. Na korzyść Komorowskiego Biskup zapisuje natomiast pomysł, by podpisać wspólnie z Kaczyńskim konstytucję i przekazać ją na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy grającą dla powodzian.

A czy któryś z kandydatów mógł przekonać do siebie wyborców lewicy? Dr Rafał Chwedoruk z przekąsem zauważa, że podczas debaty objawiło się dwóch nowych socjaldemokratycznych polityków. - Kampania Grzegorza Napieralskiego narzuciła obu kandydatom taki styl i obaj podjęli rękawice. Zarówno Komorowski, jak i Kaczyński są prawicowcami, więc pozostaje kwestia tego, który z nich jest bardziej wiarygodny, gdy mówi w sposób mający na celu przyciągnąć elektorat lewicowy – tłumaczy Chwedoruk. Dodaje jednak, że wciąż trudno doszukać się lewicowości u któregoś z kandydatów. Według dr Chwedoruka elektorat Napieralskiego prawdopodobnie 4 lipca w większości będzie się trzymać jak najdalej od urn. - Można powiedzieć, że wielu z nich spędzi ten czas w ogródkach działkowych niż w miejscach wyznaczonych do głosowania – mówi z uśmiechem politolog.