Jan Karski, bohater nieromantyczny

Jan Karski, bohater nieromantyczny

Dodano:   /  Zmieniono: 
Fot. W. Szulecki/Forum 
Nasza konspiracja popełniła błąd szafując życiem tylu tysięcy dziewcząt i chłopców, którzy nie powinni byli brać udziału w wojnie – uważał Jan Karski, jeden z najwybitniejszych Polaków XX wieku. Niebawem 10. rocznica jego śmierci.

Dzięki niemu następne pokolenia będą mogły uwierzyć w ludzkość" – pisał o nim Elie Wiesel, laureat Pokojowej Nagrody Nobla, amerykański pisarz żydowskiego pochodzenia. Prof. Jan Karski dziesięć lat
po śmierci jest w naszym kraju w znacznej mierze zapomniany. Może dlatego, że jego patriotyzm był mało polski, a oceny współczesnych Polaków dosyć bolesne.

– Prof. Karski nie ułatwił nam zadania, jakim jest przywrócenie go do panteonu polskich bohaterów. Za życia walczył z pomnikami, które, dosłownie i w przenośni, wielu próbowało mu stawiać. Miał sarkastyczny, nieco gorzki pogląd na świat i zdecydowanie walczył z romantyczną wizją dziejów – mówi Ewa Wierzyńska, kierownik projektu „Jan Karski – niedokończona misja", wiceszefowa Muzeum Historii Żydów Polskich. Inauguracja tego czteroletniego międzynarodowego projektu edukacyjnego rozpocznie się już 13 lipca w warszawskim kinie Kultura, gdzie odbędzie się debata i pokaz filmów poświęconych legendarnemu kurierowi państwa podziemnego. Wierzyńska, która przez 30 lat w Waszyngtonie była sąsiadką, a często też kierowcą Karskiego, postawiła sobie za punkt honoru, by dziesiąta rocznica jego śmierci nie przeszła bez echa. – Chciałabym, by jak najwięcej osób przynajmniej usłyszało to nazwisko – mówi.

Życiowe dokonania Karskiego najlepiej oddaje tytuł książki, którą napisał o nim prof. Aleksander Skotnicki: „Jan Karski. Człowiek, który chciał zatrzymać Holokaust". W 1942 r. Komenda Główna Armii Krajowej zleciła mu zawiadomienie aliantów o sytuacji ludności żydowskiej na terenie Polski. Karski zadanie potraktował niezwykle serio: wprowadzono go do warszawskiego getta, potem w przebraniu strażnika dostał się do obozu w Izbicy koło Lublina, skąd kierowano transporty Żydów do obozu zagłady w Bełżcu. Na tej podstawie sporządził raporty, które osobiście zawiózł do Londynu, a po kilku miesiącach także do Waszyngtonu. O eksterminacji narodu żydowskiego osobiście rozmawiał z prezydentem USA Franklinem Rooseveltem i premierem Wielkiej Brytanii Winstonem Churchillem. Jego informacje zostały zignorowane. Karski do końca życia nosił w sobie gorycz porażki. „Nie mogę powiedzieć, że dzięki moim podróżom i relacjom wojna skończyła się bodaj o pięć minut wcześniej. Dostarczyłem na Zachód informacje o rozmiarach Holocaustu, ale nikt się tym nie przejął. Politycy i wojskowi nie mieli czasu zajmować się zbrodniami na Żydach. Chcieli wygrać wojnę nie przy pomocy partyzantów, ale swoich czołgów i samolotów" – mówił w latach 90. w rozmowie z dziennikarzem Stanisławem M. Jankowskim, autorem biografii: „Karski. Raporty tajnego emisariusza".

Powszechnie postrzegany jako romantyczny bohater, sam romantykiem nie był. A właściwie przestał nim być pod wpływem osobistych doświadczeń. Kiedy we wrześniu 1939 r. jego oddział  zdemobilizowano, by uniknąć niewoli, próbował pozbyć się nowiutkiego munduru i szabli otrzymanej od podchorążego. Chłop, któremu chciał ją sprzedać za coś do jedzenia, nie chciał jej nawet wziąć do ręki, krzycząc, że może mu ona przynieść jedynie zgubę. Załamany Karski wyrzucił szablę do przydrożnego rowu.

Kiedy rok później w imieniu państwa podziemnego udał się w jedną ze swoich pierwszych misji dyplomatycznych na Zachód, schwytało go i torturowało gestapo. Karski, bojąc się że nie wytrzyma tortur i może zdradzić, próbował podciąć sobie żyły. Doświadczenie to wspominał później nie jako wyraz bohaterstwa, ale upodlenia.

Był też przeciwnikiem powstania warszawskiego.

Więcej w najnowszym wydaniu tygodnika "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku 5 lipca