Żaden tam babski problem

Żaden tam babski problem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Tomasz Lis (WhiteSmoke Studio)
Słodko jest i miło, różowo, sercowo i landrynkowo. Wszystko w ramach tzw. walentynek. W tym samym czasie cała masa pracodawców, jak co dzień, uczestniczy w akcji Walę Tyłki. Finansowo.
W europejskim kraju, w którym w konstytucji zapisana jest równość, standardem jest nierówność płac. Bo o jakiej równości mówimy, skoro kobiety zarabiają średnio prawie o jedną czwartą mniej niż zatrudnieni na tych samych stanowiskach mężczyźni? Na szczęście coraz częściej coraz więcej kobiet głośno mówi o tym, że obok zadekretowanej w Polsce równości mamy zalegalizowaną nierówność.

Ale właściwie o co chodzi? – powie ktoś. Przecież pracodawca ma prawo płacić, komu chce i ile chce. Jak się nie podoba, to można się nie zatrudniać albo pracę zmienić. Chcieliśmy mieć kapitalizm, to go mamy. W praktyce mamy więc miliony kobiet, które statystycznie rzecz ujmując, pracują na dwóch etatach (praca i dom), zarabiając trzy czwarte tego co mężczyźni pracujący na jednym etacie albo jednym z kawałkiem. Zgoda, czasem z dużym kawałkiem, bo coraz więcej mężczyzn naprawdę zajmuje się dziećmi i domem. Ale faktu praktycznej dyskryminacji jednej płci to nie zmienia. Płci walentynkowo obcałowywanej i 8-marcowo goździkowanej.

Z dyskryminacją należy walczyć. Tym bardziej że jest ona, jak to się mówi, strukturalna. W centrum handlowym X jest ona w Polsce tak samo rozpowszechniona jak w korporacji Y. Gorzej nawet. Ta dyskryminacja jest formą pułapki – kobieta nie może od niej uciec ani zdobywając wykształcenie, ani rozszerzając kwalifikacje, ani awansując. Przeciwnie. Im lepszym jest pracownikiem i im bardziej awansuje, tym większe ma szanse, by stać się ofiarą dyskryminacji. Dlaczego? Bo u nas czym wyżej, tym gorzej. Czym wyższe stanowisko, tym większa rozpiętość między zarobkami kobiet i mężczyzn.

No dobrze, tylko co z tym zrobić? Przecież nie można przyjąć ustawy, która sprawi, że właściciele prywatnych firm i pracodawcy będą za tę samą pracę płacili tyle samo. Przecież nie można przyjąć ustawy, która sprawi, że kobiety będą domagały się więcej i nie będą się zgadzały na mniej. To jest kwestia perswazji, świadomości, edukacji. To, jak wiadomo, trwa. No to bierzmy się do roboty, im szybciej ją zaczniemy, tym szybciej skończymy.

Ze wspomnianego wyżej prawa głosu w tej sprawie korzystają między innymi panie Jolanta Kwaśniewska, Henryka Bochniarz i Danuta Stenka. No też coś, już słyszę, akurat te kobiety pewnie przez całe życie potrafiły skutecznie walczyć o swoje. Świetnie. I co z tego? Tym ważniejsze są ich słowa i gesty, bo wiadomo, że nie robią tego wszystkiego dla siebie.

W całej tej sprawie wszyscy musimy zrozumieć jedno – postulat równej płacy za tę samą pracę nie jest żadnym postulatem feministycznym. To jest kwestia interesu całego społeczeństwa i całego państwa. Dlaczego? Bo kobiety korzystające z pełni praw będą dawały i swoim firmom, i społeczeństwu więcej. Krótko mówiąc, poza kwestią zwykłej przyzwoitości jest to inwestycja opłacalna dla nas wszystkich.

Dlaczego jest, jak jest? Często wskutek inercji. Często wskutek niezwerbalizowanej „macho-zmowy". Ale panowie, skoro jesteśmy tacy macho, skoro lubimy się ścigać i wygrywać, to nie fundujmy rywalkom kuli u nogi. Poza tym, musimy zrozumieć – jeśli kobiety będą zarabiały więcej, to więcej będą też zarabiały nasze żony. Skoro nie wspieramy idei, to wspierajmy chociaż swój interes.

No dobrze, a co ma zrobić pracodawca, który się boi, że „jak mu baba w ciążę zajdzie, to będzie płacił, a pracownika na długo straci"? Po pierwsze, nierówność płac między kobietami i mężczyznami nie dotyczy tylko kobiet w wieku, jak to się okropnie mówi, rozrodczym. Dotyczy wszystkich kobiet. Po drugie, jeśli normą stanie się u nas wykorzystywanie urlopu macierzyńskiego i ojcowskiego, i to w podobnym wymiarze, to pracodawca będzie wiedział, że „zagrożony" jest nie tylko ciążą kobiety pracownika, ale także ciążą żony mężczyzny – pracownika. Jeszcze jeden pretekst dla nierówności zniknie.

Zyska kobieta. Zyska mężczyzna. Zyska dziecko. Abstrakcja? W  Skandynawii to nie jest żadna abstrakcja. Nierówność płac jest tam najmniejsza. Poziom zadowolenia ludzi z życia największy. Czy tylko ze  względu na skuteczne zwycięstwo nad dyskryminacją? Oczywiście nie tylko. Ale także dlatego.

Nie mówimy więc ani o postulatach feministycznych, ani o jakiejś akcji, będącej efektem politycznej poprawności. A swoją drogą, akurat w  Polsce zwiększona porcja politycznej poprawności by nie zaszkodziła. Kobieta nie będzie padała ofiarą seksizmu, Żyd nie będzie słyszał tekstów antysemickich, homoseksualiści nie będą słyszeli słów obraźliwych, bo poseł Węgrzyn i jemu podobni słusznie skorzystają z  prawa, by się zamknąć. Wszystko to nie stanie się z dnia na dzień, ale  im szybciej się stanie, tym lepiej. Na początek trzeba o tym głośno mówić. Bo jak wiadomo, na początku było słowo.