Mecenas Adam Jachowicz, który od ponad dwóch lat reprezentuje kardiochirurga mówi, że doktor nie ma stałej pracy, żyje bardzo skromnie. Chyba – adwokat nie ma co do tego pewności, bo nigdy wprost nie zapytał – utrzymuje się z pieniędzy, które zostały zarekwirowane w jego domu na krakowskim Prądniku przez CBA, a potem zwrócone. Być może pomagają mu rodzice i brat.
W świecie lekarskim Garlicki nadal wywołuje ogromne emocje. Lekarz ze Szpitala im. Jana Pawła II: Garlicki straszne rzeczy wyprawiał. Podam przykład: są takie ostre narzędzia, które służą do przypinania serwet do pola operacyjnego na skórze pacjenta. Któregoś dnia w czasie operacji doktor Garlicki zacisnął to narzędzie na ramieniu instrumentariusza. Bo mu tak przyszło do głowy – opowiada.
Czy to nie szkoda, że wybitny kardiochirurg nie pracuje w zawodzie? – A jaką miarą mierzy się wybitność kardiochirurga? To, owszem, był niezły chirurg, niegłupi facet, ale równocześnie butny i niebywale nonszalancki, co w naszym fachu jest niedopuszczalne. W kardiochirurgii niezbędna jest pokora, pokora i jeszcze raz pokora – mówi.
Prof. Antoni Dziatkowiak, twórca i legenda krakowskiej kardiochirurgii: ci, którzy tak nieprzychylnie wypowiadają się o doktorze Garlickim, po prostu panicznie boją się jego powrotu do Krakowa. Garlicki nie jest lubiany przez kolegów, bo jest od nich lepszy – mówi.
Historia kontrowersyjnego doktora G. w najnowszym "Wprost", w sprzedaży od poniedziałku.