Cimoszewicz: SLD jak pisklę kukułki

Cimoszewicz: SLD jak pisklę kukułki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Włodzimierz Cimoszewicz (fot. Łukasz Dejnarowicz/FORUM) 
Chce dyskutować o sytuacji na lewicy, ale nie widzi się w roli organizatora SLD. Zachęca polityków Sojuszu do tego, aby nie szukali wrogów – zamiast tego powinni odpowiedzieć na pytanie „po co chcą być w polityce”. Platformie Obywatelskiej życzy „wyzwolenia się z niewoli bieżących sondaży” i namawia ją do trójczłonowej koalicji – PO-SLD-PSL. W cyklu „Zapytaj wprost” na pytania czytelników serwisu Wprost24 odpowiadał Włodzimierz Cimoszewicz.
Anna Jagielska: Który polski rząd, po 1989 roku, uważa pan za najlepszy?

Pomijając gusta i sympatie polityczne na pierwszym miejscu postawiłbym rząd Mazowieckiego, ze względu na skale podjętych zadań i nadanie polskiej transformacji niezbędnego impetu. W przypadku innych rządów zachęcałbym do przyjrzenia się realnym wynikom. Z tego punktu widzenia dostrzegłbym np. ogromną prace związaną z wprowadzeniem Polski do UE, czyli wskazałbym na trzy rządy - w porządku chronologicznym - mój, Jerzego Buzka i Leszka Millera.

Maciej Zborowski: SLD powstał z myślą o połączeniu szeroko pojętego nurtu lewicowego. Dziś jest strukturą, która nie łączy, a dzieli, a nawet odpycha. Co by pan zrobił, aby to zmienić?

W polityce nie szukałbym nigdzie wrogów, a na pewno nie w bliskim sąsiedztwie. SLD od lat obsesyjnie walczył z bliskimi ideowo środowiskami. Można by dopatrzyć się w tym zachowaniu syndromu pisklęcia kukułki, które wyrzuca z gniazda przyrodnie rodzeństwo. Trzeba zacząć od zmiany takiej postawy. Najważniejsze jest jednak udzielenie jasnej i przekonującej odpowiedzi na pytanie „po co chce się być w polityce"? To wymaga zupełnie innego podejścia do definicji celów. Dzisiaj kwestią najważniejszą, chociaż przez polityków oraz dużą część społeczeństwa niedocenianą jest kategoryczny przymus pilnego unowocześniania naszego kraju: jego systemu edukacyjnego, gospodarki, sposobu funkcjonowania administracji itd. Musimy dzisiaj robić wszystko, by za 15-20 lat mieć szanse na sprostanie gwałtownie rosnącej konkurencji w świecie. Wyznaczenie wielkich zadań samo w sobie spowoduje konsolidację różnych środowisk rozumiejących i doceniających znaczenie tych kwestii.

Roman Malinowski: Czy jest szansa, że podejmie pan próbę zintegrowania polskiej lewicy i stanie pan na jej czele?

Nie widzę siebie w roli organizatora, który jeździ po kraju, zajmuje się lokalnymi strukturami, fraternizuje się z działaczami etc. Gotów jestem wziąć udział w dyskusji o przyszłości tego nurtu politycznego. Moim zdaniem poważne podejście do polityki powinno skłaniać do szukania szerokich porozumień. Społeczeństwa są naturalnie zróżnicowane, a zadaniem polityków jest szukanie rozsądnych kompromisów. Powinno to być widoczne
także w formule partii politycznych i ich koalicji. Dlatego od dawna namawiam do tworzenia umiarkowanej centrolewicy w miejsce radykalnej lewicy. SLD w ostatnich latach wybrał inny kierunek. To był moim zdaniem błąd. Jak go naprawić? O tym właśnie trzeba porozmawiać.

Monika Zarzycka: Kalisz, czy Miller – lewica „tęczowa", czy „silna, zwarta i gotowa”. Która wizja jest panu bliższa?

Wielobarwna, wielonurtowa i szeroka.

Urszula Jedlińska: Czy lewica ma swój pomysł na walkę ze światowym kryzysem ekonomicznym?

Moim zdaniem nikt go nie ma - stąd długo trwające niezdecydowanie UE, w której przecież dominują rządy prawicowe. Coraz częściej słychać nawoływania do odejścia od dotychczasowego modelu kapitalizmu, co może stać się hasłem lewicy. Moim zdaniem w gospodarce niezmiennie liczy się tylko jedno - poziom konkurencyjności. Pomysły społeczne powinny być realizowane poza gospodarką (oczywiście uznając, że tradycyjne prawa pracownicze nie podlegają zakwestionowaniu). Kryzys, na ile ja rozumiem sytuację, wynika głównie z dwóch przyczyn: niefrasobliwości władz publicznych  w niektórych krajach z USA na czele (brak odpowiednich regulacji prawnych ograniczających skalę dopuszczalnego ryzyka w sektorze bankowo finansowym) oraz z życia ponad stan w wielu krajach wysoko rozwiniętych. To wymaga korekty.

Andrzej Potoczny: Czy pana zdaniem Janusz Palikot jest w stanie odmienić oblicze lewicy? A jeśli tak, czy widzi pan dla siebie miejsce na takiej nowej lewicy?


Pan Palikot nie jest politykiem lewicy. Jest dość zręcznym graczem politycznym, który sprzedaje taki towar, na jaki jest popyt. Jego sukces, umiarkowany choć zaskakujący, jest wyłącznie efektem  socjotechniki. Jeśli popyt się zmieni, pan Palikot również się zmieni.

Marek Pragier: Jak pan myśli, co stanie się z Prawem i Sprawiedliwością? Czy PiS może się podzielić na dwie partie?

To dość mało prawdopodobne. To partia podobna do partii Palikota, czyli koteria wokół przywódcy, który ma dyktatorską władzę.

Mateusz Tubisz: Czego życzyłby pan teraz Platformie Obywatelskiej?

Więcej odwagi i wyzwolenia się z niewoli bieżących sondaży. Sukces wyborczy i uzyskanie mandatu do rządzenia przez kolejne 4 lata to przede wszystkim skokowy wzrost odpowiedzialności za przyszłość Polski. Nie wolno im zmarnować tego czasu, bo wypada on w wyjątkowo ważnym momencie historii.

Hanna Lofton: Moim zdaniem koalicja SLD z PO byłaby dobrym rozwiązaniem dla Polski…

Wydaje mi się, że stworzenie koalicji trzech partii - PO, PSL i SLD - byłoby najlepszym rozwiązaniem. Nie tylko dawałoby rządowi bezpieczną większość w Sejmie, ale i uwalniało PO od szantażu mniejszego koalicjanta. Z własnego doświadczenia wiem, jakie to może być niewygodne. Koalicja trzech byłaby mniej sterowna, ale bardziej  elastyczna. Musiałaby jednak opierać się na bardzo precyzyjnej i  szczegółowej umowie. Zdaję sobie sprawę, że Platformie łatwiej jest kontynuować polityczne porozumienie z PSL.

Stefan Mężydło: Jak pan ocenia dokonania MSZ kierowanego przez Radosława Sikorskiego?

Na ogól pozytywnie, choć dostrzegam tez błędy i zaniechania. Czasami widzę troszkę za dużo ''polityki wizerunkowej'', a za mało aktywności poza strefą atlantycką. Przyznam otwarcie, że najbardziej mnie niepokoi to, czego nie dostrzega opinia publiczna. Chodzi o sytuację w samym ministerstwie, gdzie nowi, często mało kompetentni ludzie zastąpili swoich znacznie lepszych poprzedników. To grozi utratą zdolności ministerstwa jako instytucji do programowania i skutecznego realizowania polityki zagranicznej.

Anna Masny: Kiedyś powiedział pan: „Gdyby nie Kaczyńscy, nie wróciłbym do polityki". PiS przegrało szóste wybory z rzędu, a pan regularnie zasiada w Senacie. Profilaktyka?

Częściowo tak, bo zagrożenie nie zniknęło, częściowo dlatego, że jak widać po wynikach sporo ludzi chce abym był w polityce obecny. Nie będę też ukrywał, że po ponad 20 latach polityka stała się moim zawodem.

Ewa Musiał: Dzisiejsza polityka jest inna niż za czasów pana rządów. Politycy częściej lansują się w mediach bulwarowych, a rzadziej pracują w komisjach. Czy widzi pan dla siebie miejsce w takiej polityce?

Niezależnie od czasów staram się być sobą. Najważniejsze dla mnie jest nieskrępowane przedstawianie własnych poglądów i postępowanie zgodne z nimi. W tym dominujący styl politykowania innych mi nie przeszkadza.

Józef Probosz: Czy Polsce potrzebny jest Senat? Jeśli pana zdaniem jest potrzebny – to jaką rolę powinien odgrywać?

Nie jest niezbędny. W trakcie prac nad konstytucją należałem do zwolenników zniesienia Senatu. Okazało się jednak, że konieczny dla przyjęcia konstytucji był kompromis zakładający pozostawienie drugiej izby. Nadal uważam, że nie musimy mieć izby wyższej, ale jednocześnie jestem przeciwnikiem nieustannego majstrowania przy konstytucji. Szanuję też zawarte porozumienia.

Aleksandra Mokrzycka: Co lubi pan robić w wolnym czasie? Jaka jest pana ulubiona forma wypoczynku?

Po pierwsze, kontakt z przyroda w różnych formach. Obserwowanie zwierząt, fotografia, wycieczki, spacery z moimi coraz liczniejszymi psami. Po drugie, poznawanie świata przez Internet i intensywna korespondencja. Po trzecie, tradycyjne lektury - głównie historia i coraz częściej futurystyka. Po czwarte, majsterkowanie - na poważnie. W ostatnim roku własnoręcznie „zrobiłem'' mieszkanie z zabudowań gospodarczych, skonstruowałem dużą
łódź, odrestaurowałem masę mebli itd.