„Sprawa Ziętary jak sprawa Olewnika – tylko błędów więcej”

„Sprawa Ziętary jak sprawa Olewnika – tylko błędów więcej”

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jarosław Ziętara (fot. fot. Archiwum rodzinne)
Sprawę Jarosława Ziętary do sprawy Krzysztofa Olewnika upodabnia podejście organów ścigania i popełnianie przez nich licznych błędów – mówi w rozmowie z Wprost.pl dziennikarz "Głosu Wielkopolskiego" i przedstawiciel Komitetu Społecznego "Wyjaśnić śmierć Jarosława Ziętary" Krzysztof M. Kaźmierczak.
Amelia Panuszko, Wprost.pl: Mamy przełom w sprawie Jarosława Ziętary? Media obiegła informacja, że odnaleziono zwłoki dziennikarza, który zaginął przed 20 laty.

Krzysztof M. Kaźmierczak: Trudno za przełom uznawać zlecenie zbadania DNA niezidentyfikowanych zwłok. Prokuratura zapowiedziała w ubiegłym roku, że będzie sprawdzać wszystkie nieznane szczątki młodych mężczyzn, które mają cechy pasujące do Jarosława Ziętary. To rutynowe czynności: są zwłoki, więc trzeba je sprawdzić. Typowane są jeszcze inne niezidentyfikowane ciała, które zostaną poddane weryfikacji.  Natomiast za zasadniczy przełom uważam samo podjęcie śledztwa. Doszło do tego po 19 latach od popełnienia przestępstwa. 

Jak pan ocenia obecne śledztwo?

Obserwowałem wszystkie postępowania prowadzone dotąd w sprawie Jarosława Ziętary i to pierwsze śledztwo, co do którego nie mam zastrzeżeń. Nie wygląda na to, żeby jego celem było „odhaczenie” i umorzenie sprawy. Przeciwnie - odnoszę wrażenie, że śledztwo prowadzone jest z rozmachem i metodycznie. W ciągu prawie 20 lat w sprawie Jarka Ziętary byłem przesłuchiwany i przez policjantów, i prokuratorów co najmniej kilka razy. I dopiero teraz, właściwie po raz pierwszy, przesłuchiwały mnie osoby, które rzeczywiście były zorientowane w sprawie. Oni najwyraźniej odrobili pracę domową. Ale śledczy nie mają dziś łatwego zadania. Nadrabiają zaległości, błędy, zaniechania sprzed lat. Wtedy nie zrobiono wielu elementarnych rzeczy - np. nie zbadano odcisków palców znalezionych w mieszkaniu Jarka, nie analizowano jego publikacji i notatek, nie odtworzono, na podstawie zeznań świadków, jego ostatnich godzin. Mógłbym długo wyliczać.

Czy w ostatnim czasie w sprawie pojawiły się jakieś nowe wątki?

To pytanie bardziej do prowadzących śledztwo. Wiem tyle, co oni sami mówili - m.in. przeprowadzając w Poznaniu wizję lokalną i analizując ostatnie godziny, gdy Jarek był widziany przed porwaniem doszli do wniosków, które rzucają nowe światło na sprawę. Niestety, nie znam żadnych szczegółów, ani wersji przebiegu zdarzeń, nad którymi pracuje prokuratura. Jak na polskie warunki śledczy działają niezwykle dyskretnie.

Zważywszy na upływ czasu i to, że niektóre dowody mogły po prostu zaginąć, da się jeszcze rozwiązać tą sprawę?

Mam świadomość, że wielu błędów nie da się już naprawić. Ale mimo wszystko jestem optymistą. To śledztwo ostatniej szansy.

Myśli pan, że zakończy się ono znalezieniem zabójców Ziętary?

Mam taką nadzieję. Jedna z wcześniejszych wersji mówi o tym, że zabójca został ustalony. W latach 1998-1999 prokuratura uważała, że Jarka zamordował na zlecenie C., znany w poznańskim światku przestępczym spec od „mokrej roboty”. Wskazywało na niego kilku świadków incognito. Śledztwo zakończyło się jednak fiaskiem z powodu przecieku informacji do przestępcy. Po odsiedzeniu wyroku za usiłowanie innego zabójstwa C. przed kilkoma laty wyszedł z więzienia i zginął w wypadku. Liczę na to, że krakowska prokuratura zajmuje się także tym wątkiem.

A kto mógł być zleceniodawcą zabójstwa?

Jarek Ziętara zajmował się przynajmniej kilkoma potencjalnie niebezpiecznymi tematami, które były związane z powstawaniem wielkiego biznesu, przekształceniami własnościowymi na dużą skalę. Na początku lat 90. zarabiano w naszym kraju pierwsze miliony - niekoniecznie zawsze uczciwie. Polska rzeczywistość przypominała wówczas filmy gangsterskie. W Poznaniu nie było miesiąca, żeby gdzieś nie wybuchała podłożona bomba, albo aby kogoś nie postrzelono lub nie zabito w porachunkach. Niektórzy ludzie bywali w tamtych czasach bardzo nerwowi, tym bardziej, że siła mediów była wtedy duża i jeden artykuł mógł zepsuć interesy. Już wtedy uważaliśmy, że Jarka zabito, by nie wszedł komuś w paradę i nie przeszkodził swoimi publikacjami. To był jedyny scenariusz jego zniknięcia, który miał logiczne uzasadnienie.

Widzi pan podobieństwo pomiędzy sprawą Ziętary a sprawą Olewnika?

Podobieństwo widoczne jest przede wszystkim w podejściu organów ścigania, które popełniły liczne błędy. Zarazem uważam jednak, że skala zaniedbań i zaniechań była znacznie większa w sprawie Ziętary, niż w przypadku porwania Krzysztofa Olewnika. Zabójstwo biznesmena w znacznej mierze wyjaśniono, a odpowiedzialne za nie osoby skazano. Tymczasem w sprawie Ziętary były same porażki, a podejście policji i prokuratury było skandaliczne. Przecież śledztwo wszczęto dopiero po roku, czyli zaczęło się od wielkiego falstartu. A później skupiano się głównie na prowadzących na manowce wersjach zakładających, że Jarek żyje, chociaż nic na to nie wskazywało. Wersją zabójstwo zajęto się pierwszy raz na poważnie dopiero po sześciu latach!
 
Być może na takim podejściu organów ścigania zaważył fakt, że sprawa Ziętary nie była głośna - w mediach ogólnopolskich niemal nie istniała. Rodzina Jarka nie miała takich możliwości jak rodzina Olewników, która dysponowała zapleczem finansowym np. na wynajęcie detektywa, docierała do najwyższych osób w państwie, przebijała się do ogólnopolskich mediów i wywierała presję na policję i prokuraturę. W sprawie Jarka był tylko wspierany przez regionalnych dziennikarzy schorowany ojciec, który pisał do ważnych osób w państwie i instytucji listy. listy na które mu nie odpowiadano lub go zbywano.